Nowa linia metra biegnie tuż obok nas. No, może tuż obok to lekka przesada, ale na tyle niedaleko, że możemy do niej podejść na piechotę. Hurra! Dlatego właśnie wybraliśmy się do Parku 1903. Metro wprawdzie nie dojeżdża pod same bramy "parku", ale w sumie zanosiło się na miły spacerek. Znajomi kusili wspaniałymi zdjęciami tak samego obiektu, jak i pysznego żarcia, które można tam zjeść, a gdy przyznaliśmy się, że jeszcze nigdy tam nie byliśmy, powiedzieli, że KONIECZNIE musimy to nadrobić.
No dobra. Zacznijmy od tego, że ten park tylko nazywa się Park 1903, a tak naprawdę nie jest żadnym parkiem tylko... hmmm... deptakiem handlowym. Jakościowo (i cenowo) stoi wprawdzie wyżej niż Krupówki, ale chodzi w nim o wydawanie pieniędzy, a nie cieszenie się naturą. I choć jest rozciągnięty na wyjątkowo dużej powierzchni, a w dodatku położony tuż przy ogromnym zalewie, jednak parkiem nie jest na pewno. Przed wizytą się naczytałam, że miejsce to łączy piękną architekturę z naturą, że można tam się bawić, doświadczać nowych rzeczy, słuchać muzyki i tak dalej. Lepiej byłoby, gdybym nie zrobiła tego riserczu. Bo wiecie - oczekiwania nie zostały spełnione.
Zacznijmy od tego, że architektonicznie jest to w zasadzie podróbka "Europy". Jest tam wszystko: białe budynki, markizy, alejki żywcem z jakiegoś europejskiego miasteczka. Dlatego też jest to miejsce idealne do cykania zdjęć ślubnych - widziałam przynajmniej trzy pary oddające się temu zajęciu. O ile jednak jestem w stanie zrozumieć chińską młodzież, która w Europie nigdy nie była, że tak im się tam podoba i w ogóle, o tyle mnie to raczej mało bawi.
Po drugie - choć "park" jest na końcu świata, muszą tu być wysokie czynsze. Jak inaczej wytłumaczyć fakt, że wszystko jest tam dwa do trzech razy droższe niż w centrum?
Po trzecie - faktycznie jest to miejsce dość wyjątkowe - jest tu klub jeździecki, klub żeglarski i cała masa innych, płatnych, atrakcji. Jednak niemal nic nie jest warte spędzenia tu całego dnia - no chyba, że mamy nieograniczone fundusze. Godzina jazdy konnej kosztuje tu bowiem ładnych paręset złotych (nie licząc opłat za wynajem oprzyrządowania i dodatkowej opłaty za towarzystwo trenera), a każda inna atrakcja jest równie kosztowna.
Pochodziliśmy więc sobie, pocykaliśmy zdjęcia:
Kryształowy Łuk Tryumfalny |
I pojechaliśmy do domu. Po kilkudziesięciu yuanach od łebka za głupią miskę misienów w porze lunchu nie mieliśmy odwagi zostać tam na kolację...
Jedyne miejsce które zatrzymało nas na dłużej to widoczny u góry Kryształowy Łuk Tryumfalny. Nie tylko sam w sobie jest interesujący, ale również mieści się w nim ciekawa galeria sztuki współczesnej. O tym już jednak następnym razem.
Reasumując - warto wybrać się do galerii albo na jakąś wypasioną, odświętną kolację. Jednak "do parku" nie warto jechać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.