Naprzeciwko teatralnej sceny w Shaxi znajduje się wejście do buddyjskiego kompleksu świątynnego - jest to świątynia Xingjiao. Właściwie to nie kompleks, a maleńkie kompleksiątko, z paroma na krzyż budynkami, niewysokimi, bo głównie drewnianymi i z biletami wejściowymi*.
Świątynia ta została zbudowana za czasów dynastii Ming, w 1415 roku. Jedyne, co z czasów mingowskich pozostało to piękne freski, które właśnie są pomalutku odnawiane oraz ogólna budowa kompleksu i struktura budynków, która, choć w ogólnym założeniu jest typowo mingowska, szczegółami odpowiada raczej tradycji bajskiej. Co ciekawe, jedna z postaci ujętych na freskach, posiadająca liczne atrybuty Siakjamuniego, ma również atrybuty kobiece! Cóż, nawet jeśli Kopernik nie była kobietą, może dla odmiany Budda nią był? Jest to bodaj jedyny żeński Budda na świecie - wart zobaczenia.
Ciekawy jest odłam buddyzmu, który się w tej świątyni czci. Jest to bowiem bajska wersja tradycji sekretnej mantry, najlepiej znanej i najczęstszej u Tybetańczyków, a u Chińczyków etnicznych - bardzo rzadkiej. Mnisi tego odłamu przybyli w okolice Dali już za czasów dynastii Tang. W owym czasie Sześciu Wodzów** jeszcze nie zjednoczyło się w jedno państwo Nanzhao; między szczepami krążyli mnisi, nawracając wytrwale wodzów i ich ludy. Dzięki wiedzy niedostępnej wówczas owym ludom pomagali im - ponoć sprowadzali deszcz, modlili się o słońce, potrafili znajdować wodę w ziemi itd. Pewnie właśnie dlatego wielu mnichów otrzymało wysokie pozycje na dworze, doradzając Królowi Yunnanu nawet w kwestiach politycznych, gdy państwo Nanzhao już powstało. W późniejszych walkach Nanzhao z całym światem mnisi też chętnie pomagali. Z czasem wrośli w krajobraz. Kontakty mieli szerokie - dzięki ożywionemu handlowi Nanzhao z Tangami, mogli się porozumieć z chińskimi mnichami wadżrajany. Co ciekawe, ponoć będąc mistrzami wadżrajany, jednocześnie pilnie studiowali... księgi konfucjańskie! Tak, tak. Kiedy w Yunnanie... ups, w Nanzhao, a potem w Państwie Dali zaczęto wdrażać system wzorowany na systemie cesarskich egzaminów, wyłaniający przyszłych urzędników, to właśnie między mnichami, znającymi konfucjańskie reguły, szukano najlepszych kandydatów.
Za czasów mongolskich Yunnan zaczęła zalewać fala buddystów chan, a "azhali", jak nazywano naszych mistrzów, zeszli do podziemia. No, może nie do podziemia - wysocy rangą mnisi nadal zajmowali wysokie pozycje i mieli dostęp do najważniejszych ludzi w Yunnanie, ale sam odłam zdecydowanie stracił na popularności. Później bywało różnie - mnisi ukrywali się jak przyczajony tygrys i ukryty smok; zasłynęli złą sławą czarnoksiężników, którzy potrafią sprowadzić śmierć zaklęciem itp. Mingowie nie lubili całej tej wadżrajany i cesarskim dekretem zabroniono wchodzenia na tę ścieżkę. Jednak yunnańskich azhali zostawili (o dziwo!) w spokoju, uznając ich zapewne za reprezentantów nieszkodliwej lokalnej religii. Takim to sposobem w niepozornym Shaxi powstała świątynia, która była siedzibą tutejszych Aćarjów czyli mistrzów. Przez wieki opiekowali się świątynią i okoliczną ludnością; stanowili elitę. Za Qingów podupadli, a po dojściu komunistów do władzy zabroniono wyznawania buddyzmu tej odmiany. Aćarjowie powymierali, skarby świątynne rozkradziono; całe szczęście żadnemu czerwonogwardziście nie wpadło do głowy, żeby zniszczyć doszczętnie freski.
Od 2006 roku świątynia w Shaxi znajduje się na liście obiektów będących pod oficjalną rządową opieką. Prace są mozolne; pewnych spraw nie da się odwrócić, a budynki świątynne są zdrowo ogołocone. Ale na pustych ścianach drewnianych budynków i na dziedzińcach ustawiono postery informujące o pracach renowacyjnych, o powolnym odradzaniu kultu pod przywództwem azhali, o świętach hucznie tu obchodzonych, o mieszkańcach i historii Shaxi... A na dziedzińcach trzechsetletnie drzewa, kamienne ścieżki i... niestety cisza. Mało kto się tu przychodzi modlić, świątynia nie żyje, jest to tylko muzeum.
Świątynia Xingjiao to znaczy Świątynia Rozkwitającej Nauki. Dziś jest to raczej więdnięcie - choć, jeśli restauracja Shaxi będzie przebiegać tak pięknie, jak do tej pory, może za parę lat świątynia będzie znów kwitła? Życzę jej tego. I trzymam kciuki, by po wsze czasy stała drewnem i freskami, a nie betonem i plastikiem...
*napisane jak byk, że dla emerytów wejście jest za darmo, ale niestety ulga dotyczy wyłącznie Chińczyków, co napisane dla odmiany nie jest. Tak, pokłóciłam się z tą idiotką, która sprzedawała bilety; powinni ponosić odpowiedzialność za to, co piszą...
**Sześciu Wodzów Liuzhao 六诏 to tradycyjna nazwa sześciu...hmmm... klanów? plemion? które władały okolicami dzisiejszego Dali i ani im się śniło zjednoczyć. Później, gdy większość została już podbita przez Tybet, południowe szczepy poprosiły Chiny o protekcję. Otrzymali pomoc. Do tego stopnia, że później wzięli i zjednoczyli sześć szczepów w jedno wspaniałe państwo Nanzhao - ale to już zupełnie inna historia...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.