Wspominałam już kiedyś o Celeste Ng, której pierwsza książka rąbnęła mnie obuchem w łeb. Tym razem na czytniku wylądowała druga... ale nawet nie zaczęłam jej jeszcze czytać, a niecierpliwość, połączona z chwilą czasu na serial, pozwoliła mi się rzucić na małoekranową adaptację. Kurczę, gdyby tego typu miniseriale powstawałyby częściej, pewnie nie odczuwałabym tak wielkiej niechęci do telewizji. Oglądałam z zapartym tchem, a czasem ze łzą w oku. Znów - wiele pytań, mało odpowiedzi. Patrzę z trwogą na moje Tajfuniątko. Jest jeszcze mała, ale już się boję, jak to będzie, gdy wejdzie w wiek dojrzewania. Czy uda nam się dogadać? Czy uda mi się znaleźć równowagę między dyscypliną i pobłażaniem, między autorytetem i kumpelstwem? Czy uda mi się sprawić, że będzie mi ufać? I znów, oglądam zarówno z perspektywy matki, jak i córki. Co sprawia, że chcemy być blisko, co sprawia, że uciekamy? Co jest naprawdę ważne? Serdecznie polecam. Na razie - serial, ale pewnie książkę też...
PS. Nie znoszę jednej z głównych aktorek, drażni mnie okropnie - a i tak chciałam dooglądać do końca!
PS.2 Update: serial świetny, książkę czytałam z większym dystansem, ale za to książkowa Mia da się lubić, a serialowa... ugh.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.