2020-02-10

krwiste tofu 血旺

Dzisiejszy wpis powstał w ramach współpracy z japonia-info.pl, czyli pod egidą Unii Azjatyckiej.

Moja córka jest wampirem!
To znaczy: jedną z jej ulubionych potraw jest krew. Pozyskuje ją jednak w wyjątkowo niewampirzy sposób, to znaczy zamiast się przyssać, zajada ją łyżką. Albo pałeczkami. Ponieważ ta krew jest ciałem stałym.

Krwiste tofu 血豆腐 xuèdòu​fu w różnych regionach różnie się nazywa. Zwierzęca czerwień - np. kurza czerwień 鸡红 czy świńska czerwień 猪红. W Yunnanie - 血旺 xuèwàng - kwitnąca krew czy samo 旺子 wàngzi. Albo po prostu - nazwa zwierzęcia plus krew. Krew kurza, świńska, kozia, kacza... Krwiste tofu najbardziej mnie przekonuje, ponieważ ona właśnie tak wygląda: jakby ktoś zabarwił kostki tofu na czerwono. Ponoć w Guizhou naprawdę robią tofu razem z krwią - taka przekąska podnosząca poziom żelaza.
Dla Chińczyków jest to normalna potrawa. Mięso w płynie. Ma zawartość białka większą od wołowiny, w dodatku dużo lepiej przyswajanego. Wzmaga odporność. Opóźnia starzenie. Dobrze wpływa na słuch i wzrok. Przeciwdziała zwapnieniu żył. Jest idealnym pożywieniem dla staruszków, osób o wysokim ciśnieniu krwi i chorobach wieńcowych i zbyt wysokim cholesterolu. Ponieważ jest dobrym źródłem łatwo przyswajalnego białka, cudownie nadaje się również dla sportowców i dzieci.
Jak się ją robi? Krew trzeba po prostu spuścić do czystego naczynia. Po około dziesięciu minutach sama zacznie krzepnąć. Wtedy należy ją pokroić na mniejsze kawałki i na maleńkim ogniu podgrzewać z odrobiną soli, ale nie zagotowywać, od czasu do czasu mieszając. Po pół godzinie jest gotowa i można ją jeść.
Często pojawia się w zupach i gorących kociołkach, zwłaszcza tych pikantnych.
Ja objadałam się kurzą krwią z czonkiem bulwiastym w czasie połogu codziennie. Chińczycy wierzą, że jeśli szwankuje jakaś część ich ciał, należy jeść właśnie tę część, by ją sobie podreperować (吃什么补什么). Jeśli mamy problem z wątrobą, należy jeść wątróbkę, jeśli zaś nastąpiła duża utrata krwi - warto jeść krew. Może z wątrobą, a zwłaszcza z mózgiem, nie bardzo działa, ale akurat krew jest tak fantastycznym, łatwoprzyswajalnym białkiem, że aż głupio byłoby nie skorzystać. Już nie mówiąc o tym, że jest pyszna! Wiedzą o tym zresztą nie tylko Chińczycy, ale też Tybetańczycy, Koreańczycy, Wietnamczycy, a także... Węgrzy. Tak, oni także jadają taką krew.
U nas można krew, już wstępnie ugotowaną, kupić na wagę na targu. Można też dostać kurzy rosół z kurzą krwią i czosnkiem bulwiastym. Surowa oczywiście też jest, ale raczej wcześnie rano, a wszyscy i tak wolą kupować już tę wstępnie obrobioną, bo mniej z tym roboty. No i - są knajpy, które się specjalizują w potrawach z krwią. My często zabieramy Tajfuniątko do misieniarni, w której kluchy są dostępne w dwóch wersjach: z kurczakiem lub krwią - albo z mieszanką powyższych. ZB zawsze wybiera kurczaka, bo on uwielbia obgryzać kości, ale my wolimy krew. 
W ogóle, na krew patrzy się w Chinach dużo bardziej spożywczo, niż u nas. Nigdy nie zapomnę, jak zszokował mnie widok staruszka, który tuż po świniobiciu rzucił się do picia świeżo utoczonej krwi. Krew jest obecna w jadłospisie - nie tylko w postaci smutnej kaszanki (a raczej ryżanki) i naszego tofu, ale nawet - w postaci tak niezwykłej jak chilli marynowane we krwi. Względnie krew marynowana chilli...
Mówiąc szczerze, polubiłam się z krwią na tyle, by jej smak i zapach mnie nie odrzucały, a już krwiste tofu uwielbiam! Jednak od krwi na surowo trzymam się z daleka. Kiepsko byłoby zasiedlić własne ciało jakimś życiem wewnętrznym przez brak obróbki cieplnej, prawda? 
Tak czy inaczej: jeśli kiedyś zdarzy się Wam trafić na krew spożywczą, zanim otrząśniecie się z obrzydzeniem, przynajmniej spróbujcie. Być może okaże się, że lubicie ją tak samo, jak ja?

O krwi w kulturze japońskiej poczytajcie tutaj.

10 komentarzy:

  1. Ja bym na początek poleciła ryżankę - dzięki niej można odkryć, że niesmaczna jest nie krew jako taka, a polska kaszanka. A później już idzie z górki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. od razu widać, że nie jadłaś dobrej polskiej kaszanki :)

      Usuń
  2. Nie zdążyłam wprawdzie dołączyć do Was ze swoim wpisem, ale mogę dodać, że smażoną krew jedzą podobno też Szorowie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla mnie jest to potrawa z cyklu niezjadalnych ze względu na to, z czego jest zrobiona. Żeby nie było, nie tykam też kaszanek, czernin itp.
    Ale trzeba przyznać, że na Twoich zdjęciach nie wygląda to aż tak przerażająco, jak brzmi :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS: człowiek się tak inaczej czuje po sformalizowaniu związku :-D

      Usuń
    2. Czerniny jeszcze nie miałam okazji, ale na pewno bym spróbowała :) Krew po chińsku jest świetna w smaku i konsystencji, więc jestem bardzo pozytywnie nastawiona :)

      Usuń
  4. Mój tata gotował przepyszną czerninę, niestety przepis odszedł wraz z jego odejściem, zresztą i tak bym nie wiedziała, gdzie kupić w Polsce krew na tę zupę, bo musi być świeżutka, tylko zakwaszona octem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdroszczę, że miałaś okazję spróbować :)

      Usuń
    2. W Poznaniu - skąd pochodzę - i w Wielkopolsce czernina to była dyżurna żupa na Wigilii. Czasem na tzw. 'targach zdrowej żywności' mozna kupić krew w butelkach, jak pisała Brahdelt zaprawioną lekko octem.

      Usuń

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.