Widział poruszające się szybko białe kobiety i towarzyszących im mężczyzn, ubranych zawsze tak samo. Patrząc na ich długie nosy, zastanawiał się, jak kobiety odróżniają swych mężów od innych, skoro wszyscy są do siebie podobni, choć niektórzy mieli sterczące brzuszyska, inni byli łysi albo dotknięci inną skazą urody.
*
Odkryłam w niej zupełnie niestosowne zainteresowanie białymi mężczyznami... To głupiutkie stworzenie uważa, że zaszczyt przynosi jej paradowanie z białym po ulicy. Na szczęście to dziwactwo powoli jej przechodzi.
*
- Wiesz, czego nienawidzę najbardziej w tym mieście? Takich ludzi jak ten! Nie ma w nich niczego pełnego, a wszystko jest przemieszane, przez co nie można im ufać, bo oprócz krwi mają podzielone serca. To nie do pojęcia, że ktokolwiek z naszej rasy, mężczyzna czy kobieta, może się tak zapomnieć, by przemieszać swą krew z krwią obcokrajowca. Pozabijałbym ich wszystkich jako zdrajców, a ich potomstwo, takich jak ten, którego minęliśmy, powyduszałbym własnymi rękami!
*
Gdy weszli z ulicy do środka, Yuan poczuł - albo mu się wydało - że wszyscy biali mężczyźni i wszystkie białe kobiety wbijają w niego wzrok, co więcej, odsuwają się nieco od niego i Szenga, co zresztą było mu na rękę, bo cuchnęli dziwnie i obco, jak skwaśniałe mleko, które uwielbiali jeść.
*
Przecież nie kłamał. Pod wieloma względami mówił prawdę, a wierzył, że mówi całą, gdyż wraz z upływem czasu jego odległy kraj wydawał mu się niemal doskonały. Zapomniał o wszystkim, co było niegodne, o nieszczęściach, jakie zdarzają się wszędzie. Teraz wyobrażał sobie, że tylko w jego kraju ludzie pracują uczciwie, a praca przynosi im zadowolenie; że wszyscy słudzy są lojalni, a wszyscy panowie łagodni, że dzieci miłują rodziców, a dziewczęta są nad wyraz cnotliwe i skromne.
*
Powinniśmy uczyć się od ludzi Zachodu, jak żyć wygodnie i przyjemnie. Meng ich nienawidzi, ale ja mam świadomość, że choć nikt nie niepokoił nas przez stulecia, nie potrafiliśmy wymyślić, jak doprowadzić do domów czystą bieżącą wodę, nie odkryliśmy elektryczności, ruchomych obrazów ani żadnej pożytecznej rzeczy.
*
Nie jest dobre ani mądre, gdy dwoje ludzi o odmiennej cielesności bierze ze sobą ślub. Istnieje pewna zewnętrzna nieprzekraczalna trudność we współistnieniu ludzi odmiennych ras. Ale też trudność wewnętrzna, prowadząca do konfliktów, do oddalania się od siebie, do zamykania się we własnej krwi. A wojna między jedną krwią a drugą nie ma końca.
*
To te obce zwyczaje nauczyły nasze kobiety nieposłuszeństwa! Co to za wolność, która odrzuca przyrodzone prawa i każe im żyć jak zakonnice albo dziwki!
Czytałam tak sobie, a krew się we mnie gotowała. Tak, książka powstała w 1935 roku, kiedy o równości i tolerancji rasowej jeszcze nikt nawet nie słyszał, ale - do diaska! - ja to czytam teraz! Będąc zamężną z taką odmienną rasą, ośmieliłam się wymieszać swą krew z krwią obcokrajowca i w dodatku powstał owoc tego mieszania! Jak ja śmiałam!
Straszliwie cieszę się, że żyję w XXI wieku. I choć rasistowskie teksty i teraz często kłują mnie w uszy, jestem wolna i nikt - przynajmniej na razie - nie chce mnie ani mego męża zaszlachtować za zdradę rasy...
Pierwsza część trylogii tutaj, a druga tutaj.
Ja bym raczej napisałą "i nikt, przynajmniej w Chinach"...
OdpowiedzUsuńno, w Chinach mieszkam, więc tylko na temat Chin mogę się wypowiadać...
Usuń