Bardzo rzadko chodzę do knajp, żeby się po prostu najeść. Najczęściej wizyta w dobrej knajpie kończy się burzą mózgów, jak knajpiane pomysły przenieść na grunt domowy. Jeśli tylko danie nie jest zbyt skomplikowane i nie ma zbyt dużej ilości składników, próbuję je przyrządzić w bardzo niedużym odstępie czasu od knajpianej wizyty, kiedy jeszcze pamiętam smak. Okropny zwyczaj robienia zdjęć jedzeniu wszedł mi już w nawyk. Z tym, że ja to robię nie po to, żeby się poasić na fejsie, a żeby ukraść pomysł kucharzowi...
Czasem tylko i wyłącznie dzięki knajpom poznaję nowe zioła czy warzywa, o sposobach przyrządzenia nawet nie wspominając.
Jednym z takich odkryć jest okra. Sama w sobie to mi nawet nieszczególnie smakowała, gdy się z nią zetknęłam po raz pierwszy. Ale ostatnia wizyta w knajpie Simao (to taki rejon w Yunnanie słynący z pysznej kuchni) udowodniła mi, że da się to śluzowate warzywo przyrządzić tak, by była przepyszna.
Składniki:
- spora garść okry
- pomidor
- czosnek po uważaniu
- garść suszonej papryki - nie powinna być bardzo ostra, lepiej - intensywnie pachnąca
Wykonanie:
- Okrę posiekać w plasterki. Można zblanszować.
- Z pomidora zdjąć skórę i posiekać dość drobno.
- Czosnek poplasterkować.
- Niedbale połamać/poszatkować suszoną paprykę
- Na gorący olej wrzucić czosnek i paprykę, jak zapachną - dodać okrę i pomidory. Smażyć mieszając aż do uzyskania pożądanej chrupkości okry.
Pamiętajcie, że okrę można jeść na surowo, pomidory też, więc nie trzeba ich długo smażyć. Smażenie ma na celu poprawę konsystencji okry, a nie zniesurowienie.
Uwielbiam okrę, a dzięki Tobie dowiedziałam się, jak się nazywa! Bo dla mnie to było do tej pory "to zielone kosmate miękkie coś" :)
OdpowiedzUsuń:D Ja się dowiedziałam, jak się to-to nazywa dopiero od kelnerki ;)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńA dla mnie to był od zawsze piżman. Podoba mi się jeszcze jego inna nazwa:lady's fingers. Człowiek się całe życie uczy i odkrywa - jak pan Jourdain - że mówi prozą ;))
Usuńmnie za mało pachnie piżmem, żeby był piżmianem ;)
UsuńSpróbuj kiedyś w wersji wiosenno-polskiej: małe okry gotowane w całości na parze, z koperkiem i odrobiną masła. Mmmm!
OdpowiedzUsuńmałe okry gotowane w całości na parze plus masło. Kropka.
UsuńZ koperkiem. Polskim. Takim, który pachnie koperkiem, a nie koperkiem-i-anyżem ;)
UsuńJak ja dawno nie jadłam okry... Pewnie dlatego, że u nas trochę trudno ją dostać, zwłaszcza świeżą.
OdpowiedzUsuńsłyszałam, że w Polsce jest głównie w słoikach. Strasznie się cieszę, że nasze targi są tak dobrze zaopatrzone :)
Usuń