Yunnańczycy kochają ziemniaki. Nazywają je tutaj "zagranicznymi batatami" 洋芋, a nie ziemnymi fasolkami 土豆 jak cała reszta Chin, ani bulwami jak koński dzwonek 馬鈴薯, jak zowią je, z niewiadomych przyczyn, Tajwańczycy. Nasze yunnańskie kartofle są ponoć znakomitym środkiem upiększającym. Znane powiedzonko głosi: 吃洋芋长子弟 - jedz ziemniaki, będziesz śliczny. Tak, 子弟 znaczy przystojny, a nie dziecko - oczywiście w kunmińskim dialekcie. Dialekt ten i powiedzonko wykorzystała pewna kunmińska firma produkująca czipsy. Świetne zagranie marketingowe :)
Wracając do ziemniaków: ponieważ Yunnańczycy je kochają, stworzyli setki potraw z wykorzystaniem pyr. O kartoflach babci już kiedyś wspominałam, dziś przyszedł czas na kunmińską wersję placków ziemniaczanych, dostępnych w każdej porządnej kunmińskiej knajpie. Nie jako podstawa wyżywienia, a jako jedno z warzyw. Sałatka taka, znaczy. Przed przepisem - anegdotka.
Poszliśmy całą rodziną do jakiejś wypaśnej knajpy. Zamówiliśmy masę żarcia, ale jakoś w połowie kolacji szwagierka zaczęła się oglądać za kelnerami i mówi: patrzcie, prawie wszystkie stoły zamówiły placki ziemniaczane! Może my też weźmiemy? Wybiliśmy jej pomysł z głowy - żarcia było i tak za dużo, byśmy dali mu radę. Ale ona się tak zafiksowała, że jeszcze ze dwa razy próbowała nas namówić.
Pytam ją: kochanie, ile kosztuje porcja? Ona odpowiada, że 15 yuanów. A ja na to: dobrze. Daj mi 15 yuanów, a przy Twojej następnej wizycie za całą tę kwotę zrobię dla Ciebie placki ziemniaczane. I nie pozwolę Ci wstać od stołu, dopóki ich nie zjesz!
Wszyscy ryknęli śmiechem. Za 15 yuanów można kupić około 5 kilo ziemniaków...
Faktycznie, jest to jedno z najmniej opłacalnych dań możliwych do zamówienia w knajpie - knajpa ma przecież na tym nieprawdopodobną przebitkę. Dlaczego więc WSZYSCY to danie zamawiają? Odpowiedź jest bardziej prozaiczna niż myślicie: w mało którym yunnańskim domu można znaleźć płaską patelnię. Chińczycy wszystko - od mięs i warzyw po zupy - robią w woku. Płaska patelnia jest nieprzydatna przy tworzeniu zdecydowanej większości chińskich potraw. Dlatego placek, który z założenia musi być płaski, jest dla nich dobrem luksusowym. Ja oczywiście nabyłam dwie płaskie patelnie, właśnie dla placków, naleśników i innych takich, bez których moje życie byłoby zdecydowanie uboższe i mniej polskie.
No dobrze. Wróćmy do naszych placków ziemniaczanych po kunmińsku. Czym one się różnią od polskich? Otóż tym, że składają się właściwie wyłącznie z ziemniaków.
Składniki:
- ziemniaki, posiekane w paseczki tasakiem (tak robią Chińczycy) albo starte na tarce o grubych oczkach (tak robię ja)
- dodatki: sól, pieprz, płatki chilli
Wykonanie:
- przysposobić ziemniaki. Pod żadnym pozorem nie przepłukiwać! Krochmal będzie nam potrzebny, bo nie dodajemy ani mąki, ani jajka. Jeśli ziemniaki będą wilgotne, trzeba je odcisnąć.
- Rozgrzewamy na patelni dwie łyżki oleju.
- Kiedy tłuszcz będzie bardzo gorący, wrzucamy ziemniaczane wiórki i rozparcelowujemy je równomiernie bardzo cienką warstwą. Z dużego ziemniaka można zrobić nawet trzy cieniutkie placuszki.
- Smażymy na małym ogniu, aż się zarumieni i przewracamy na drugą stronę. Jeśli trzeba, dodajemy oleju, ale zazwyczaj nie trzeba. Gdy i z drugiej strony będą rumiane, można podawać, doprawione solą, pieprzem i chilli w proszku lub w płatkach. W wersji stricte kunmińskiej są zazwyczaj czerwone od chilli, ale u mnie w domu chilli jest podawane na osobnej miseczce, żeby ZB sam sobie parzył dziób, jak tak lubi...
Świetna anegdotka! Kto by pomyślał, że placki to dobro luksusowe!
OdpowiedzUsuńTeż bym na to w życiu nie wpadła :)
UsuńNa Tajwanie wiadomo o tym dobitnie :( bo ziemniaków jak na lekarstwo, kosztują jak każde zagraniczne cudo i w ogóle nie spożywa się ich jako podstawy obiadu a luksusową sałatkę...
OdpowiedzUsuńA jak paskudnie naciełam się na coś co wyglądało jak nasze kuleczki ziemniaczane, smażone w głębokim tłuszczu mniam mniam... a okazało się być jakimś poronionym wytworem z ziemniaka, tylko że - słodkiego (a fuj fuj fuj)
Tak, pamiętam jeszcze traumę po zjedzeniu na Tajwanie frytek z batata... Ale w Yunnanie ziemniaki są tanie i pospolite - w przeciwieństwie do płaskich patelni ;)
UsuńBo placki ziemniaczane to jest dobro luksusowe. Kiedy jakiś czas temu zrobiłam je po latach jedzenia curry i innych ratatujów, smakowały jak najbardziej wyszukana potrawa. Zjedliśmy tych ziemniaków wtedy dobrych kilka kilo przez parę dni.
OdpowiedzUsuńHa! To inna inszość - ja staram się przeplatać dania z różnych stron tak, żeby nic się nam nie znudziło :)
UsuńPlacki ziemniaczane to samo dobro, ostatnio sobie często robimy z Niemałżem. Ale ja jednak wolę startą breję a nie w kawałkach. :)
OdpowiedzUsuńJa lubię starte, ale nie na breję, a na chrupiące wiórki :)
UsuńBMT, napisz proszę, czy próbowałaś zaserwować takie nasze, klasyczne: z mąką, jajkiem, cebulą? Jeżeli tak, to ciekaw jestem, jak zostały przyjęte.
OdpowiedzUsuńbardzo entuzjastycznie :) Mam męża otwartego na nowe doznania kulinarne :)
UsuńW kunmińskich stołówkach to było jedno z moich ulubionych dań więc oczywiście próbowałem je przygotować według przepisu. Niestety paski ziemniaczane nie chcą mi się sklejać, a zrobiłem chyba wszystko jak należy: odcisnąłem ziemniaki i nie myłem ich. Tylko olej nie był rozgrzany chyba tak po chińsku.
OdpowiedzUsuńP.S. Czy możemy się kiedyś spodziewać przepisu na bakłażan? Nie chodzi mi o ten z shaokao, ale ten też typowo stołówkowy. :)
przyczyna może tkwić w gatunku ziemniaków - potrzebne są takie z dużą ilością krochmalu. Jeśli nie da się takich kupić, można dosypać odrobinkę mąki ziemniaczanej i solidnie wymieszać z ziemniakami. Przepisów na bakłażan jest u mnie kilka, ale nie bardzo wiem, jaki smak bakłażana jest "typowo stołówkowy" - po prostu już nie pamiętam, co oni tam dawali...
Usuń