Wspominałam już, że nam się w tym roku
sakura spóźniła. Skutek jest jednak absolutnie olśniewający: wiśnie zakwitły razem z mikrojabłoniami i wisteriami! Ich skombinowany zapach upaja tak, że łatwo zapomnieć o nowym wybuchu korony w Kunmingu, o obsesyjnym sprawdzaniu kodu zdrowotnego, a i maseczkę chciałoby się zdjąć choćby na chwilę...
Tego dnia spędziliśmy na Górze Yuantong niemal cały dzień. Rano poszliśmy we dwójkę, zanim jeszcze w parku zjawiły się tłumy. W chwilach największego tłoku wyszliśmy tylko po to, żeby wrócić z Tajfuniątkiem w porze karmienia - czyli wtedy, kiedy nawet najbardziej zatwardziali fotografowie wychodzą z parku do knajpy. Dzięki temu mieliśmy ogromny park prawie wyłącznie dla siebie. Hurra!
|
Oczywiście dziesiątki dziewczyn przyszły na sesje fotograficzne.
|
|
Tajfuniątko nie byłoby sobą, gdyby nie rozpirzyło pozamiatanych wcześniej na kupkę opadłych kwiatów...
|
|
... i gdyby nie wlazło na każdy murek w okolicy...
|
|
załapałyśmy się na lody tematyczne. Niestety, nie wiśniowe, a truskawkowe (choć jestem pewna, że dodanie E o smaku wiśniowym jest tak samo mało skomplikowane, jak dodanie analogicznego truskawkowego...)
|
|
Murki, kamienie - byle się tylko wdrapać. Całe szczęście nie odziedziczyła po mnie lęku wysokości.
|
|
Idź, Tatusiu! Ja chcę zdjęcie tylko z Mamą!
|
Gdy wychodziliśmy z parku, był już prawie zmierzch. Ja chętnie poczekałabym aż do zmroku, ale oczywiście Tajfuniątko "już prawie umarło z głodu"... Nic to. Może w przyszłym tygodniu się uda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.