Właściwie to nawet nie wiem, czego ani kogo szukałam. Trochę ckniło mi się za tajwańskim folkiem. Mętnie pamiętałam Biunga i Samingad. Nie sądziłam, że trafię na kogoś tak uroczego, jak Sangpuy. Jego najnowsza płyta, Yaangad, jest świetna i bardzo klimatyczna. Oszczędna w środkach muzycznych, a jednocześnie przejmująca. Cała zaśpiewana po puyumsku, jest po prostu świetna - mówię to, choć nie rozumiem ani słowa. Tak, niby mogę patrzeć na mandaryńskie tłumaczenia słów, ale one raczej przeszkadzają mi w odbiorze muzycznej emocji. Kiedy słucham tych pieśni, zamykam oczy i wędruję tajwańskimi górami...
Robi karierę. Ale przede wszystkim - dzieli się tym, co najpiękniejsze w jego kulturze.
Tutaj jego fanpejdż.
Jest świetna. Będę infekować innych. Już wyprodukowałam wielbicieli kory i Sony Jobarteh, słowiańskiego folku w wykonaniu Laboratorium Pieśni
OdpowiedzUsuńoraz bębnów taiko. Pora na tajwański folk.
:) No popatrz, ja też lubię wszystkie wymienione przez Ciebie zjawiska muzyczne :) Muzyka to najbardziej fascynujący język świata.
UsuńA skąd Ci się wzięło skojarzenie Puyuma i gór? :)
OdpowiedzUsuńPuyuma nie kojarzy mi się z górami, ta muzyka mi się kojarzy z moimi wędrówkami po tajwańskich górach.
Usuń