Bardzo rzadko chodzę w weekendy nad Szmaragdowozielone Jezioro. Kocham to miejsce, ale nie znoszę być potrącana, zaczepiana, nie cierpię, gdy mi się hałasuje nad uchem. Czyli weekend, gdy bodaj wszyscy kunmińczycy wylegają z domów, jest najgorszym czasem na spacerowanie po parkach.
Czasem jednak pogoda jest zachęcająca, ja muszę od czegoś odpocząć, a może doskwiera mi trochę samotność - i wybieram się w najgwarniejszy kawałek Kunmingu. Zawsze od nowa urzeka mnie wtedy jego piękno, a także niesamowita pomysłowość i pracowitość Chińczyków. Co parę metrów, albo i bliżej, stoją bądź siedzą na składanych krzesełkach staruszkowie płci obojga. Przed nimi - cuda na kiju! Tandetne zabawki obok cudeniek wyszywanych czy też szydełkowanych przez seniorki rozmaitych mniejszości etnicznych. Proste gry: jak trafisz piłką w stos puszek i zrzucisz konkretną ilość tych puszek, możesz wygrać nagrodę. Jest oczywiście strzelnica z balonikami, są przekąski, napoje, przybory wędkarskie, lampki nocne na baterie, tranzystorki, cud, miód i malina! Siedzą też panie od pedicure'u, panowie masażyści, panie swatki... Jest też mój ulubiony artysta: pan robiący artystyczne cukierki. Na papierze do pieczenia przy pomocy paru narzędzi kładzie płynny karmel, tworząc smoki, feniksy czy inne myszy; karmel za chwilę zastygnie, ale zanim to się stanie, pan wetknie w "obraz" patyk - i tak powstają najpiękniejsze lizaki świata.
Ale cóż to, pan nagle wstaje, wyłącza maszynkę podgrzewającą karmel, chowa przyrządy i odchodzi. Widząc to, zbierają się też staruszkowie z naprzeciwka: a więc koc, na którym były rozłożone towary, da się jednym ruchem zmienić w wór, który tak wygodnie zarzucić na plecy!
Już po chwili na całej alejce nie ma ani jednego sprzedawcy, za to jest bez liku zażywających popołudniowego słońca staruszków, obładowanych wielkimi tobołami.
Nadchodzi straż miejska; uważnie się rozglądają. Doskonale wiedzą, że "winowajcy" cały czas tu są, że w każdym z tych wielkich tobołów jest mnóstwo rozmaitych towarów na sprzedaż. Ale nie złapali nikogo na gorącym uczynku, gdy pieniądze przechodziły z ręki do ręki, więc mają związane ręce. Nie zaaresztują przecież emeryta tylko dlatego, że niesie wór wyładowany lampkami. Może ma dużą rodzinę? Może transportuje z jednego sklepu do drugiego?
Straż powoli odchodzi. Nie mija pięć minut, a rozlegają się szepty, że już bezpiecznie. Staruszkowie rozkładają koce, staruszki obok dziergają maleńkie niemowlęce buciki. Życie wraca na utarte tory. A straż? Dziś już patrolowali, więc pewnie przyjdą dopiero jutro...
Cudne te lizaki. Czym jest tarcza ze wskazówką w dole zdjęcia?
OdpowiedzUsuńKształtu cukierków nie można sobie wybrać, trzeba je wylosować: dostaje się to, na czym zatrzyma się wskazówka :)
UsuńWszystkiego najlepszego z okazji Nowego Roku dla całej Twojej Rodziny.Jak co roku byłam w Twoim Collegium Maximum, powitać Chiński Nowy Rok/ w tamtą niedzielę/.Piękne występy zespołu artystycznego z Mongolii Wewnętrznej cieszyły nasze oczy i uszy.Pozdrawiam Noneczka.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się podobało :) I oczywiście - wszystkiego dobrego!
UsuńAle przepiekne lizaki! Czuję się tak, jakbym tam była... Moje dzieci byłyby zachwycone! Pozdrawiam najserdeczniej
OdpowiedzUsuńTeż jestem nimi oczarowana :)
Usuńteż byłam świadkiem takiej sceny, tyle że w Chenggongu! :) istna komedia, ale myślę, że idealnie obrazuje chińskie życie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Zuzia :)
tak, to kwintesencja chińskości :)
UsuńNie tylko chińskości. Widziałam takie sceny w Barcelonie. Koc z przywiązana do 4 rogów liną , na kocu torebki-podróby znanych firm, koniec linki cały czas w ręku. Na widok policji - pociągnięcie za linkę, tobół na plecy i w nogi."Obsługujący"- czarnoskóry młodzieniec.
OdpowiedzUsuńTak przy okazji -pozdrawiam i życzę dalszej wytrwałości w pisaniu bardzo interesującego bloga. Siedzę od 2 czy 3 tygodni i czytam wpisy po kolei od początku,czasami zbaczając na inne blogi (Klub Polki na Obczyźnie). Trafiłam do Ciebie z asiaya.pl - podobały mi się Twoje komentarze :)) Przyszłam, poczytałam i zostałam....;) i nie żałuję.
Muskaryna
Bardzo dziękuję za miłe słowa.
UsuńNo proszę, barcelończycy też wiedzą jak wykiwać strażników :) Bardzo dobrze, lubię takich handlarzy, byłaby szkoda, gdyby nie dawali rady obejść przepisów...