Czy wiecie, co to jest herbata bambusowa? Pisałam o niej już kiedyś, wspominając opowieść Pięknej Cnoty. Od kiedy o tajskiej herbacie bambusowej usłyszałam, marzyłam o tym, żeby jej spróbować.
Oczywiście, okazało się, że w Yunnanie też są grupy etniczne, które przyrządzają bambusową herbatę; oprócz tego okazało się, że można zrobić w bambusie moją ukochaną herbatę pu-er, która, przesiąkłszy bambusowym aromatem, staje się jeszcze pyszniejsza...
Trzeba zrobić tak: świeżo ścięty bambus należy wypełnić właśnie zerwanymi liśćmi herbaty, upchanymi do granic możliwości, po czym zacząć opiekać nad ogniem. W trakcie opiekania liście będą się kurczyć - należy wtedy uzupełniać świeżymi liśćmi. I tak właśnie opiekać - dopychać, opiekać - dopychać, aż liście będą całkiem suche, a bambus będzie napchany do granic możliwości. Wówczas można rozciąć bambus, wyjąć ubitą, upieczoną, pachnącą bambusem herbatę i ją zaparzyć. Albo - można bambusa nie rozcinać, tylko szczelnie zatkać i zostawić w spokoju na rok, dwa, albo i pięć - i stworzyć w ten sposób bambusowy pu'er... Tak czy owak - herbata będzie mocna i aromatyczna. Uwielbiają taką pić Dajowie. Pierwsze zapiski o tak przygotowanej herbacie pojawiły się jakieś 200 lat temu, ale pewnie tajskie plemiona z dżungli pijały taką "od zawsze", tylko nikt tego wcześniej nie opisywał... Kiedy parzą ją Dajowie, zalewają po prostu herbatę wrzątkiem i piją gorącą, gorzką i mocną. Można jednak zaparzyć taką herbatę zgodnie z regułami sztuki, czyli nie wrzątkiem, a w siedemdziesięciu stopniach, tak jak każdą inną zieloną herbatę. Albo, jeśli już się spuerowała, można ją w gaiwanie parzyć dziesiątki razy...
Z kolei Kaczinowie przyrządzają swoją wersję bambusowej herbaty w taki sposób, że herbatę najpierw podsuszają, potem ręcznie międlą względnie gotują na parze aż liście zmiękną i zżółkną, a dopiero potem wsadzają do bambusa. Następnie ubijają liście w bambusie drewnianym tłuczkiem; gdy bambus jest prawie pełny, zatykają wylot liśćmi bambusa bądź granatu. Później stawiają bambusową tyczkę do góry nogami; przez dwa-trzy dni będzie z niej uciekał nadmiar wody. Dopiero wtedy zatyka się bambus szczelnie gipsem i... zakopuje. Herbata spędza pod ziemią prawie kwartał; gdy się ją wyciągnie, liście już podfermentowały i zżółkły. Ta herbata jest mocniejsza niż dajska bambusowa; jednak po zaparzeniu nie jest tak gorzka, jak zwykła zielona, parzona wrzątkiem. Podobną herbatę pijają również Hani, Blang czy Lahu - czyli jest popularna prawie w całym południowym Yunnanie.
Przy ostatniej wizycie u Herbacianej Cioci zostaliśmy poczęstowani właśnie bambusową wersją sfermentowanej herbaty - czyli właśnie takim bambusowym pu'erem:
Była mocno aromatyczna, smakiem bardzo się różniła od zwykłych pu'erów, parzyć ją było można ze dwadzieścia razy... Kiedy już kupię sobie szafkę na herbatę, na pewno kupię i herbatę bambusową. Jest pyszna!
Brzmi pyyyyysznie! :)
OdpowiedzUsuń