Jedną z najsłynniejszych przekąsek z rejonu Dali, jadaną zwłaszcza w wioskach i miasteczkach niedaleko Jeziora Erhai, są suszone, a później smażone w głębokim oleju maleńkie rybki. Przekąska jest faktycznie przepyszna, świetna na zagrychę. Jednak kiedy zobaczyłam, jak się te rybki suszy:
zdecydowałam, że raczej zrezygnuję z tej przekąski.
Swoją drogą - to ciekawe. Dopiero patrząc na te ryby, przypomniałam sobie, że już kiedyś coś takiego widziałam, na Tajwanie, a konkretnie - na wyspach: Orchidei i Zielonej. Tam jednak ryby były suszone nie na ulicach, a na promenadach przy wybrzeżu - co trochę może poprawia sytuację. Wtedy w ogóle nie wpadło mi do głowy, żeby te małe rybki jeść - były przyprawione tak ostro, że aż oczy łzawiły podczas wąchania.
Jakimś cudem dziesięć lat później jem prawie wszystko, nawet jeśli jest przyprawione w standardzie yunnańskim, a nie polskim. Choć twardsi zawodnicy naśmiewają się ze mnie, że i tak mam podniebienie wydelikacone, jak u niemowlaka...
Drogi Tajfunie ,orientujesz się może czy "Sen czerwonego pawilonu został wydany w języku polski? Pozdrawiam Noneczka.
OdpowiedzUsuńNie spotkałam się z polskim tłumaczeniem.
UsuńBardziej niz suszone, te rybki sa wedzone w smogu ;-)
OdpowiedzUsuńwędzone w smogu, zaprawionie delikatną wonią psich ekskremetów, suszących się w pobliżu... ;)
Usuń