Na pierwszy ogień poszły nasze ukochane kluski ryżowe - misieny.
Kompleks Edypa (czyli kompleks pożądania matki) to fenomen podświadomości wymyślony przez Freuda, często wspominany w psychoanalizie. Kunmińczyków "kompleks misienów", chociaż nie jest aż takim poważnym problemem, ale jednak pokazuje, że dla kunmińczyków misieny nie tylko są zwyczajowym pożywieniem i nałogiem, ale również wyrazem i obiektem głębokich uczuć.[乡土乡情的昆明小吃, 老棍 - Lokalne przekąski Kunmingu, Stara Pałka]
Wcale nie przesadzając, stwierdzić można, że kunmińczycy rosną na ryżu, ale i na misienach. Śniadania, lunche i podkurki większości kunmińczyków jak rok długi obyć się nie mogą bez miski parujących misienów; w święta i weekendy całe rodziny wybierają misieny na swój "podstawowy posiłek"; odwiedzając groby czy piknikując z przyjaciółmi pod miastem, lubią wybrać kawałek ocienionej łączki, by spożyć misieny na zimno; gdy przybędzie przyjaciel z dalekich stron, największą grzecznością jest zaproszenie go na wysokiej klasy kluski przechodzące przez most - czyż nie jest to wielką radością?
Surowy ryż (生米) zmienia się w ugotowany (熟飯), z zewnątrz jednak pozostaje takim samym ziarnkiem, cokolwiek tylko spuchniętym i większym. Lata całe ziarenka, codziennie ziarenka, na każdy posiłek ziarenka, jedzone aż się kunmińczycy zniecierpliwili, pewnego dnia nagle zarządzając wielką rewolucję - wyciągnąć owe ziarnka w długie nitki - któż ośmieli się rzucać kalumnie, że kunmińczykom brak wyobraźni?
Ryż podczas posiłków musi czekać aż kilka dań i zupa pojawią się na stole, cała rodzina podług starszeństwa i ważności zasiada przy okrągłym stole, w dłoni miseczka ryżu, a potem chwytamy pałeczkami kąski mięsa i jarzyn, a w końcu ryż zalewamy zupą. Misieny są jak fastfood, bezproblemowe w spożyciu, mięso, warzywa, sos sojowy, chilli, glutaminian sodu, kiszonki i tym podobnie skonstruowane "czapeczki" lądują razem z zupą w jednej misce; każdy je swoje, higienicznie jak w zachodnich posiłkach podanych dla każdego na osobnych talerzach, prosto a bogato, zgodnie z upodobaniem i na luzie. Porównując je z północnymi daniami mącznymi typu bezsmakowe bułeczki na parze i buchty z nadzieniem - kunmińskie misieny można nazwać ucztą dla oczu, bogactwem smaku, rogiem obfitości: misieny wielkogarnkowe, małogarnkowe, kamionkowogarnkowe, w sosie, na zimno, smażone, przechodzące przez most... Misieny na zimno dzielą się na te w kwaśnej zupie, mieszane, z "kwiatem tofu", węgorzykami itd. Gorące misieny dzielą się na te z duszonym mięsem, kurczaczym mięsem, tofu z krwi, z wołowiną, wątróbką wieprzową, mięsnym sosem, "trzema świeżościami"... Misieny pozostają misienami, ale powyższa lista daje oczopląs bieli, zieleni, czerwieni, żółci i pomarańczy, a także wspaniałych pięć smaków: świeży, korzenny, słony, pikantny i kwaśny.
"Czapeczki" do misienów nie mają równych w swej obfitości, co ma źródło w świeżych jarzynach, jak rok długi rosnących na kunmińskich pagórkach; stąd misieny są "drzewem wiecznie zielonym" wśród kunmińskich przekąsek, ulubieńcem młodych i starych, biednych i bogatych. Setki typów misienów nigdy nie nudzą, są niewyczerpane - to pokazuje dobrze charakter kunmińczyków, ich wierność, lojalność i głupie oczarowanie naszymi misienami. Przyjezdni jedząc misieny, spożywają "produkt podróżny", nowinkę, ciekawostę. Kunmińczycy spożywając misieny, jedzą z przywiązaniem, wiernością "póki śmierć nas nie rozłączy"; im więcej ich jedzą, tym bardziej im smakują, im więcej ich jedzą, tym bardziej je kochają, bo jedzą w ten sposób aromatyczny ryż kunmińskich pagórków, ketmię zmienną dziewięciu lat i wierzbę trzech wiosen*, jedzą sentyment do stron rodzinnych, ich charakter i ducha.
Czasem w mej głowie powstaje absurdalna myśl: ciekawe, co by się stało, gdyby jutro wprowadzono zakaz spożywania misienów? Ileż kunmińczyków snułoby się w żałobie, nie mogąc sobie znaleźć miejsca, nie mogąc zaspokoić swego głodu, swego uzależnienia, nie mogąc spać w nocy. Czyż nie mogąc znieść tej męczarni nie wylegliby w końcu tłumnie na ulice, wznosząc gromki protest: "oddajcie mi moje misieny", "lepsza śmierć niż brak misienów"...
Choć taka idea to kompletny nonsens, ale jednak poniewiera wielu kunmińczyków, przebywających z dala od stron rodzinnych (zwłaszcza kobiet). Kunmińska pisarka Zhang Manling**, gdy pod koniec lat '70 studiowała na Uniwersytecie Pekińskim, słała do mnie listy. Za każdym razem, gdy wspomniała misieny, nie mogła się powstrzymać przed opisaniem ich smaku i zapachu, zupełnie, jakby mogła się tym opisem najeść. Ja sam, gdy studiowałem w Francji, pojechałem raz do miasteczka Dourdain w odwiedziny do kunminki Tang Lejing, ta zaś rzekła z żałością: "Wyszłam za mąż, osiadłam w Dourdain i jestem tu jedyną Chinką; naprawdę chciałabym zabawić się w swatkę i sprowadzić tu kunmińskie wdowy, by powychodziły za dourdaińskich wdowców; w każdy weekend, gdy francuscy mężczyźni idą do kawiarni, umawiałabym się z kunminkami na piknik z misienami na zimno...". W jej podświadomości nie mogło zabraknąć "kompleksu misienów". W Paryżu spotkałem córkę kunmińskiego fotografa ze starszego pokolenia Du Furonga - Du Ping. Zgodnie z poniższym porządkiem poinformowała mnie ona o tęsknocie za rodzinnymi stronami: "tęsknię za mamą, tęsknię za małogarnkowymi misienami z ich świeżym siekanym mięsem, wraz z pędami groszku, kiszonką i chilli z oleju, tęsknię za ciepłym słońcem Kunmingu, leniwymi dniami...".
Zanim wyjechałem z kraju, podejmowałem w Kunmingu przybyłego z Paryża syna chińskich emigrantów, pana Li Hua. Kunmińskie misieny wywarły na nim bardzo pozytywne wrażenie, przy pożegnaniu zaś rzekł: "W Paryżu też są misieny, gdy przyjedziesz w przyszłym roku, zabiorę Cię na nie". Kolejnego roku pojechałem do Paryża; choć kunmińscy mężczyźni nie pałają do misienów aż tak gorącą namiętnością, to po miesiącu spożywania nijakiej strawy, mieszanki Zachodu ze Wschodem, pewnego dnia zapragnąłem zjeść misieny. Nie było to zwykłe, powierzchowne pragnienie; jama ustna w zmowie z przewodem pokarmowym wołały o misieny; znalazłem więc pana Li Hua, by udowodnił, że "w Paryżu też są misieny". Gdy podekscytowani dotarliśmy do chińskiej dzielnicy, w życiu bym nie pomyślał, że ujrzę przed sobą biedną miskę wietnamskich klusek ryżowych (越南粉条)***!...
W owej chwili w sercu miałem jedynie rozczarowanie i żałość, czułem się wystawiony do wiatru i oszukany. To zupełnie jakbyś z oczyma pełnymi łez szedł na spotkanie ziomka, a w efekcie spotykasz pochodzącego wprawdzie z Azji, ale mówiącego mieszanką wietnamsko-kańtońsko-francuską dziwaka, w dodatku z pełnym przekonaniem mówiącego ci, że urodził się w Wietnamie, a dorastał we Francji, ale jego ojciec podobno w dzieciństwie mieszkał w Kantonie, a on ze swoim ojcem pojechał raz do Kunmingu...
Po ogromnym rozczarowaniu nastąpiły te dni, w których, zgodnie z ludzką naturą, najbardziej pragnąłem tego, czego dostać nie mogłem. Ja, prawdziwy mężczyzna, poddałem się słabości i zmartwieniu, zacząłem całym sercem tęsknić za misienami z rodzinnych stron.
Miłość kunmińczyków do misienów faktycznie jest taka głęboka, a smak wietnamskich klusek ryżowych faktycznie różni się od tych naszych. Ja sama do tego stopnia się zkunmińszczyłam, że w Polsce tęsknię za misienami...
Chciałam jeszcze zwrócić Waszą uwagę na opis zwykłego posiłku z ryżem - jak to najpierw na stół wjeżdżają dania i zupy, a dopiero potem ryż - to faktycznie tak wygląda; moim rodzicom bardzo ciężko było się przestawić z wersji: mięso plus ryż plus warzywa na wersję mięso, warzywa, zupy, długo długo nic, a potem dopiero ryż. Zawsze po knajpach błagałam kelnerów, żeby przynieśli najpierw ryż; oni jednak nie słuchali. W głowie pomieścić się im nie mogło, że ktoś mógłby chcieć zacząć od ryżu. Przecież oczywiste jest, że najpierw próbujemy wszystkich potraw, a potem ewentualnie dopychamy się ryżem...
Druga rzecz to ta o samym sposobie jedzenia: miseczka z ryżem do łapki (wcale niekoniecznie grzecznie na stole), a w drugiej ręce pałeczki, którymi chwytamy kawałeczki mięs czy warzyw; na samym końcu zaś zalewamy ryż zupą i dojadamy do czysta. To jest ta część chińskiej etykiety, o której większość białych, nawet mieszkających w Chinach od dawna, nie ma pojęcia. Z wygody czy też dlatego, że kiepsko władają pałeczkami, nakładają sobie do miseczki mięsa czy jarzyn "z górką", czasami robiąc to nawet wielką łyżką! Ci odrobinę lepiej wychowani najpierw próbują z każdego półmiska odrobinę, a dopiero potem się przysysają do czegoś, co w ich opinii jest najsmaczniejsze. Zazwyczaj w ogóle nie zwracają uwagi na to, że innym też może to danie smakować i nie powinni się przypinać do jednego półmiska, a raczej jeść po odrobinie ze wszystkiego. Jeśli na półmisku jest sześć pierożków, a ludzi przy stole jest więcej niż troje, po drugiego pierożka powinieneś sięgnąć dopiero wtedy, kiedy masz pewność, że inni już spróbowali i niekoniecznie mają ochotę na te nadwyżkowe; nawet jeśli kochasz wieprzowinę w sosie słodko-kwaśnym, zawsze na raz bierzesz jeden jej kawałek, na drugi czekając do ponownego obrotu stołu. Pofolgować sobie można dopiero wtedy, kiedy już wszyscy już są najedzeni i nie ma obawy, że wyżerasz komuś coś, czego jeszcze nie spróbował, albo na co jeszcze ma ochotę. To, że kiepsko sobie radzimy pałeczkami, albo że przecież to mi najbardziej smakuje, więc będę jadł tylko to danie - naprawdę nie jest dobrym wytłumaczeniem dla własnej żarłoczności i egoizmu...
Bardzo lubię tę książkę; polecam ją serdecznie każdej osobie tak jak ja zakochanej w kunmińskim żarciu :)
*to fragment najdłuższego duilianu z Budynku Wielkiego Widoku: 四围香稻,万顷晴沙,九夏芙蓉,三春杨柳 ryż pachnący na wszystkie strony, ogromna przestrzeń czystego piasku, dziewięć lat ketmii zmiennej i trzy wiosny wierzb. Choć dość powszechnie uważa się te wersy za zachętę do podróżowania i podziwiania pięknych widoków, dla każdego prawdziwego kunmińczyka jest to przede wszystkim opis Kunmingu, najpiękniejszego miasta świata :)
**Urodzona w 1948 roku pisarka, scenarzystka i dziennikarka, pochodząca z Kunmingu. Studia skończyła na Uniwersytecie Pekińskim, a po otwarciu Chin na świat wyjechała do Stanów Zjednoczonych, gdzie była pierwszą Chinką z tzw. "Nowych Chin", która pisała dla dla Time
***w językach europejskich makarony ryżowe to po prostu makarony ryżowe; po chińsku różne typy klusek ryżowych różnią się nazwami tak jak, powiedzmy, makaron spaghetti od makaronu tagliatelle, czy, z polskiego podwórka, wstążki od łazanek. W tym konkretnym przykładzie mamy więc "misieny" i "fentiao".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.