Nasza otelia (ottelia acuminata) to gatunek rośliny z rodziny - uwaga, uwaga! - żabiściekowatych. Gdybym o tym wiedziała, z całą pewnością podchodziłabym do niej zdecydowanie mniej przychylnie. Wywodzi się z Chin Południowych - Kantonu, Guizhou, Hajnanu, Syczuanu, Guangxi i oczywiście Yunnanu, a w wielu regionach świata jest popularną rośliną akwariową, bo ma śliczne białe/żółte kwiatki. Oczywiście, Chińczycy nic sobie nie robią z jej urody, za to rozkminili wszystkie możliwe zastosowania kulinarno-medyczne. Jej liście i głąbiki są jadalne, w związku z czym na targach sprzedaje się je jako warzywo, co doskonale pokazuje nazwa: 海菜 znaczy dokładnie "morskie warzywo", ale pamiętajmy, że yunnańskie szczury lądowe o każdym większym bajorze mówili "morze" - vide dalijskie Erhai czy choćby dawna nazwa Szmaragdowozielonego Jeziora. Ponoć pomaga na astmę, kaszel i obrzęki, więc, jak wszystkie bodaj chińskie warzywa, jest jedzona nie tylko ze względu na smak, ale i lecznicze właściwości.
Wspominałam kiedyś, że w Starym Kunmingu poza jedzeniem świeżej otelii usmażonej z czosnkiem, przyrządzało się z niej także tradycyjne suche kiszonki dża. Nigdy na nie nie trafiłam; zanieczyszczenie Jeziora Dian i kunmińskich rzek spowodowało, że to warzywo przybywa do nas z daleka i nie jest specjalnie tanie. Jeden jedyny raz ujrzałam je w menu jednej z dalijskich restauracji - oczywiście zamówiłam. Jednak podczas wakacji zupełnie niespodziewanie miałam okazję w chłopskim jadle na dalekich rubieżach Kunmingu spróbować oteliowych dża smażonych z ziemniakami (dża to te ciemne bobki):
Pyszności! Z całą pewnością warte polecenia, zarówno w wersji świeżej, smażonej, jak i kiszonej.
PS. Akurat ostatnio moja ulubiona yunnańska blogerka kulinarna wzięła otelię na tapet. Filmik długi, ale wart obejrzenia:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.