Dawno, dawno temu, królestwem Shu, które było położone na terenie obecnej prowincji Sichuan, rządził skorumpowany i chciwy tyran. Chciwość jego tak była wielka, że doprowadził swych poddanych do nędzy; większość ludu była głodna i spragniona, nie mieli sił życiowych, mogli ledwo wegetować.
Częścią tego zdesperowanego społeczeństwa był wieśniak Nie Lang żyjący wraz z matką w ubogiej chatynce. Każdego dnia wyruszał on na pola, by zebrać jak najwięcej trawy, którą mógł sprzedać na paszę dla zwierząt. Dzięki temu każdego dnia wracał do domu z miską ryżu dla matki i siebie samego. Wkrótce jednak nadeszły gorętsze dni; trawa wysychała i było jej coraz mniej, a matka Nie Langa zachorowała z osłabienia wywołanego głodem. Nie Lang pomyślał: muszę znaleźć jakiś bardziej urodzajny kawałek ziemi, muszę znaleźć miejsce, które dotąd przeoczyłem.
Zdeterminowany by ocalić matkę, wyruszył w daleką drogę, w stronę gór. Kiedy jednak stanął na ich szczycie, czekało go wielkie rozczarowanie: gdzie okiem sięgnąć, wszędzie ten sam widok - wyjałowione, biedne ziemie, tak podobne tej, z której przyszedł. Już gotował się, by zejść z gór i wraz z matką czekać na rychłe nadejście śmierci głodowej, gdy nagle kątem oka zauważył tłustego zająca, kicającego w pobliżu. Podążył chyłkiem za nim, mając nadzieję schwytać zwierzynę. Gdy jednak przecisnął się za zającem przez wąską skalną szczelinę, nagle odurzył go aromat gęstych, obfitych, bynajmniej nie wypalonych słońcem i nie wysuszonych traw na wąskiej łączce między skałami! Zamiast więc zająca zabić, podziękował mu pięknie za zdradzenie mu tego czarownego miejsca, które tak szczodrze obdarzyć go może wszystkim, czego potrzebuje do przeżycia.
Sprzedawszy kilogramy świeżych traw, był w stanie zapewnić matce pożywny posiłek. Postanowił udać się w to samo miejsce, by sprawdzić, czy uda mu się zebrać choć trochę więcej. A może znajdzie jeszcze lepsze miejsce? Doszedł do gór, już wchodzi do szczeliny i widzi łąkę... która, ku jego największemu zadziwieniu, wygląda na nietkniętą ludzką stopą czy dłonią! Bierze więc chłopiec swą kosę i ścina, ile wlezie. I tak minęło kilka dni: codziennie wyruszał w góry i codziennie wracał z obfitą kolacją dla matki i siebie.
Pewnego dnia znużyła go jednak bardzo daleka wędrówka. Pomyślał więc: a może mógłbym przesadzić część tej czarodziejskiej trawy nieopodal naszej chatynki? Nie musiałbym wówczas codziennie tak daleko chodzić. Kiedy zaczął ostrożnie kopać, tuż pod ziemią zobaczył coś wielkiego, ogromnego i błyszczącego. Oczarowany pięknem przedmiotu, zapakował go w swą sakwę i zabrał do domu. Po zasadzeniu bujnych traw na ich nędznym poletku, pokazał matce perłę, mówiąc: Matko, jeśli ją sprzedamy, na pewno dostaniemy za nią niezłą cenę i będziemy mogli przez jakiś czas nie troszczyć się o nic. Jednak matka nie zgodziła się na sprzedaż perły: Synu, ta perła to błogosławieństwo i znak, że niebiosa są nam łaskawe. Zostawmy ją sobie i cieszmy się jej pieknem do końca życia. Wsadziła ją do niemal pustego worka na ryż, mając nadzieję codziennie wyciągać ją stamtąd i cieszyć stare oczy. Tego wieczoru Nie Lang miał nadzieję, że po raz ostatni idzie spać głodny i że dzięki zasadzonej trawie ani on, ani matka nigdy już nie będą musili tak cierpieć.
Jakże smutny okazał się dlań poranek! Gdy chłopiec podekscytowany przybiegł do ogródka, zastał jedynie zwiędłe wiechcie. Padł na kolana i zapłakał: och, dlaczegóż byłem tak leniwy! W tym momencie usłyszał wołanie matki. Kiedy wpadł do izby, matka pokazała mu, że z pustawego zazwyczaj worka na ryż wprost wysypuje się nadmiar ziarna! Nadwyżką postanowili podzielić się z sąsiadami. Z czasem zorientowali się, że to magia perły przynosiła bogactwo i obfitość wszystkiemu, do czego się zbliżyła.
Pewnego dnia o ich niespodziewanym bogactwie dowiedzieli się nie ci co trzeba. Chciwcy - może wysłani przez władcę, a może po prostu podobni doń z charakteru - przyszli wydobyć od matki i chłopca tajemnicę ich nagłego powodzenia. Gdy zniszczyli już prawie cały ich dobytek, matka w końcu się ugiełą i we łzach zdradziła sekret perły. By nie dopuścić, by złoczyńcy ją zabrali, Nie Lang schował ją w ustach. Pech chciał, że przyłapali go na tym rabusie i chcieli przemocą wydobyć perłę. Połknął ją więc, sądząc, że przynajmniej w ten sposób zdoła ją ocalić. Nie przewidział jednak, że nagle poczuje pragnienie tak wielkie, jak gdyby płonęły mu trzewia. Zaczął krzyczeć z bólu i gorąca. Wyrwał się złodziejom i pobiegł do najbliższego strumienia, który, prawie wyschnięty, nie był jednak w stanie ugasić palącego pragnienia. Nagle na czystym dotąd niebie zebrały się czarne chmury i wkrótce błysnęło i zagrzmiało. Lunęło, a woda ogarnęła całą wioskę. Strumień zmienił się w rwącą rzekę. Lud wybiegł z chat, błogosławiąc nadejście deszczu.
I tylko matka Nie Langa stała opodal, roniąc łzy - bo w miejscu, gdzie stał przedtem jej syn, teraz wiło się wielkie, smocze cielsko, które z gracją wzleciało ku niebu. Matka złożyła tylko ręce w pożegnalnym geście wiedząc, że odtąd będzie on strzegł całego królestwa.
Odtąd perła jest symbolem mądrości i mocy, a smok - dobrobytu i szczęścia, a przy okazji bóstwem deszczu.
Smoki goniące perłę w Świątyni Konfucjusza w Jianshui |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.