Przydział szczęścia na ten rok wydaje się wyczerpywać. Jestem chwilowo bez pracy, co ma swoje dobre strony, ale złych też kilka. Jakiś czas temu nadwyrężyłam sobie nadgarstek i przeszkadza mi to nie tylko w grze w badmintona, ale nawet w prostym nalaniu wody do szklanki. Ale wczoraj pech postanowił mi pokazać, co potrafi: przydarzył mi się wypadek drogowy. Jechałam sobie spokojnie rowerem ścieżką dla jednośladów i miałam kolizję z wyjątkowo ciężkim i jeszcze obładowanym skuterem, jadącym pod prąd. Zahamowałam tak gwałtownie, że poleciałam przodem; mocno się potłukłam, ale całe szczęście nic nie złamałam. Niestety, mam pokiereszowaną twarz. Szczęście w nieszczęściu, że ocalało oko - parę centymetrów dalej, a byłabym piratem.
Nic to. Będzie lepiej. Kiedyś.
A tymczasem posłucham woli niebios, które wyraźnie każą mi trochę zwolnić i zająć się sobą.
Dużo zdrowia!
OdpowiedzUsuńdzięki!
Usuń