Kiedy zdarzy nam się pozbyć Tajfuniątka i pójść do kantońskiej knajpy (Tajfuniątko ich niestety nie znosi), często zamawiamy ślimaki. Rzadko robię je w domu, bo choć z nimi niewiele roboty (pod warunkiem, że sa już solidnie przepłukane), to Tajfuniątko od razu kręci nosem na bagienny aromat, który od razu wypełnia mieszkanie. Cóż, może jeszcze kiedyś dorośnie do owoców morza. A ja tym czasem zakochałam się w nowym rodzaju ślimaków: w drapieżnych ślimakach kopiących Babylonia, zwanych tu ślimakami "ozdobnymi" 花螺. Jada się je w Wietnamie, Chinach, na Tajwanie, ale pewnie też wszędzie, gdzie są dostępne i one, i Chińczycy ;) W Polsce też można je kupić. Oczywiście nie na targach, a w sklepach akwarystycznych...
Jeśli chcecie się nauczyć je gotować, zerknijcie tutaj:
Oczywiście każdy lubi inną maczajkę. Nasza nie składa się z chilli; wolimy dobry sos sojowy wymieszany z odrobiną wasabi :)
Trzeba je wydłubywać z muszli wykałaczką?
OdpowiedzUsuńalbo widelczykiem :) Ale w chińskich restauracjach zazwyczaj nie ma widelczyków :)
Usuń