Jest w granicach miasta i w zasięgu miejskich autobusów zalew, w którym niektórzy pływają nago, nad którym Chińczycy się opalają i w którym kąpią psy. W którym morsują w niezbyt mroźne, ale jednak zimnawe kunmińskie zimy. Zalew, który jest rajem dla osób nie lubiących pływania w niezbyt czystej chlorowanej basenowej wodzie, ale który jest też miejscem, przed którym starzy kunmińczycy przestrzegają dzieci. Zalew, w którym kąpiel jest "surowo wzbroniona", czego nikt nie pilnuje. Zalew, w którym co roku topi się przynajmniej kilka osób. Zalew, w którym niektórzy pływają od dziesiątek lat, a inni wolą się nawet nie zbliżać.
Dawno, dawno temu były tu cztery naturalne jeziorka, które później połączono w większy zbiornik, który służył nawadnianiu pobliskich pól uprawnych. Jednak w latach dziewięćdziesiątych XX wieku miasto wchłonęło te tereny i pola zaczęły znikać, a jezioro przestało się liczyć jako rezerwa wodna dla rolników. W 2000 roku zalew zaczął zarastać ze wszystkich stron, a w 2008 roku władze miasta odrobinę te tereny doinwestowały i stworzyły "Park Zhaozong". Wtedy też na dużo większą skalę zaczęli się tu pojawiać pływacy, którzy nic sobie nie robią z doniesień, że co rok się tu ktoś topi, że dno jest nierówne i niebezpieczne, że nie wolno. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat zginęło tu w trakcie pływania co najmniej 130 osób. Inna rzecz, że i czystość wody pozostawia wiele do życzenia. Jako, że pływanie i kąpiel są tu oficjanie wzbronione, nie pojawiają się oczywiście jakieś ogólnie dostępne wiadomości na temat czystości wody w zbiorniku, ale o ile kiedyś woda była ponoć tak przejrzysta, że z łatwością dało się dostrzec, co jest na dnie, dziś daleko jej do takiego stanu.
Wybraliśmy się tutaj na spacer, bo zalew jest ładnie położony i otoczony niewielkim laskiem. Niewielkim i bardzo młodym - zaledwie w 2010 roku zdarzył się tu wielki pożar, który pochłonął dużą część okolicznych lasów. Zalew okazał się świetnym miejscem na piknik, poczytanie w spokoju książki i pomoczenie nóg (żadnemu z nas nie wyskoczyły żadne zmiany skórne). Tajfuniątko było zachwycone, tym bardziej, że początkowo planowaliśmy spacer po pobliskim parku i Górze Snu 眠山, ale ten spacer okazał się wielkim rozczarowaniem, ponieważ 90% góry i "parku" jest ogrodzone i nie da się tam wejść. Tu w sukurs nam przyszedł GPS i mapy w telefonie, które pokazały, jak blisko już stąd do zalewu, który swoją drogą wiele razy chciałam odwiedzić - swego czasu kolega urządzał tu akcje "Sprzątania Zalewu" połączone z piknikiem i zabawą. Niestety, w owym czasie byłam po łokcie urobiona przy Tajfuniątku, dla którego takie eskapady były odrobinę zbyt długie i zbyt męczące. No, może były męczące nie dla niej, a po prostu dla mnie z nią u boku...
W każdym razie - serdecznie polecam ten zalew na spacer i piknik. Jednocześnie jednak przestrzegam: w weekendy, zwłaszcza popołudniami, jest tu tak wielu ludzi, że szpilki nie ma gdzie wetknąć. Dobrze się tu wybrać wczesnym porankiem albo po prostu w dzień powszedni.
droga nie jest zbyt zachęcająca, ale warto, bo już za chwilę... |
nie brak tu wędkarzy... |
po raz pierwszy widziałam tu opalających się Chińczyków! |
Oczywiście, nikt sobie nic z tego nie robi. |
Kilka dni później, gdy spotkaliśmy się ze świekrami, opowiedzieliśmy o wycieczce nad ten zalew. Aż pobledli. "Ale nie wchodziliście do wody? Nie pozwoliliście dziecku pływać?". Okazuje się, że trwoga przed straszliwym śmiercionośnym zalewem jest w starych kunmińczykach głęboko zakorzeniona. Musieliśmy obiecać, że nigdy nie pozwolimy tam Tajfuniątku pływać. Inna rzecz, że ja akurat się nie palę do wchodzenia do wody, o której nic nie wiem.
A z drugiej strony... Jeździło się na Mazury, wypływało bez opieki na środek jeziora czy rzeki, a ostrzeżenia nigdy nie dotyczyły wchodzenia do wody w ogóle, a tylko wskakiwania do wody o nieznanej głębokości i podłożu oraz tego, żeby absolutnie nie pływać po spożyciu alkoholu. Inne czasy, inne miejsce... Ale bardzo zazdrościłam tym, którzy sobie w tym pięknym zalewie spokojnie pływali...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.