Dzisiejszy wpis powstał w ramach współpracy z japonia-info.pl, czyli pod egidą Unii Azjatyckiej.
Dziś przedstawię Wam sylwetkę związaną z dzisiejszym Świętem Smoczych Łodzi. Jeśli zaś chcecie się czegoś dowiedzieć o samych obchodach rzeczonego święta i tradycjach z nim związanych, zapraszam tutaj.
Czy wiecie, że w chińskim panteonie taoistycznym istnieje wiedźmin?
Zhong Kui 鍾馗 to bóstwo obecne w chińskiej mitologii z dawien dawna. Jest pogromcą wszelkich złych bytów, od duchów po potwory. Przedstawiany jest zazwyczaj jako postawny mężczyzna z bujną czarną brodą i oczami wytrzeszczonymi w ewidentnej wściekłości, z potężnym mieczem w dłoni. Ponoć na jego wezwanie musi się stawić osiemdziesiąt tysięcy demonów! W ich okiełznaniu pomaga mu pięć nietoperzy przynoszących szczęście. Jest jednym z bóstw, które wyemigrowały do Japonii, Korei i Wietnamu i zagnieździły się tam na dobre.
Jak widać na załączonym u góry obrazku, jest częstym tematem kaligrafii czy haftów. Najczęściej można go jednak zauważyć nie w galeriach czy też na ścianach, a wymalowanego na drzwiach wejściowych jako "ochroniarza". Może również się opiekować miejscami, w których obraca się znaczną gotówką.
Jak to się jednak stało, że został "wiedźminem"? Zgodnie z legendą, Zhong Kui podróżował właśnie z ziomkiem Du Pingiem, by wziąć udział w egzaminach cesarskich w stolicy. Ponoć miał najlepsze wyniki, jednak nie otrzymał zaszczytnego tytułu zhuangyuan, należnemu prymusowi. Cesarz uznał, że nie może w ten sposób uhonorować osoby tak brzydkiej. Porażony wściekłością Zhong Kui popełnił samobójstwo rąbiąc łbem o pałacowe wrota tak długo, aż go sobie rozbił (jak na najmądrzejszego studenta Chin umarł śmiercią dość głupią. Może cesarz wiedział, co robi, nie dając mu tytułu zhuangyuana?...). Du Ping pozbierał go spod bram i pochował, a Zhong Kui powędrował przed piekielny trybunał, gdzie Yama - władca piekła - stwierdził, że taki junak mu się przyda - mądry, inteligentny, a jednocześnie za sprawą samobójstwa skazany na wieczne potępienie. Świetny menedżer piekła! Został więc Zhong Kui mianowany królem duchów/demonów i kazał mu je tropić, łapać i trzymać żelazną ręką. Po tej nominacji Zhong Kui wrócił raz do swojego miasteczka w wigilię chińskiego Nowego Roku. Aby odwdzięczyć się Du Pingowi za jego dobroć, Zhong Kui oddał mu rękę własnej siostry*.
Popularność Zhong Kuia sięga czasów dynastii Tang, kiedy śnił się on nawet cesarzom. W późniejszych czasach bardzo popularne były świątynie ku jego czci (bądź jego ołtarze w świątyniach innych bóstw) - niektóre istnieją zresztą do teraz. Dziś ludzie przypominają sobie o nim głównie przed chińskim Nowym Rokiem, a także dzisiaj, czyli w Święto Podwójnej Piątki, święto związane z rozmaitymi zabiegami wyganiającymi zło i choroby. W późniejszych czasach powstał również taniec Zhong Kuia 跳鐘馗, który później nawet przerodził się w numer operowy. W niektórych zaś miejscach (głównie na Tajwanie) taniec ten nadal jest traktowany jak rytuał oczyszczający i swego rodzaju egzorcyzm. Niestety, ja nie miałam nigdy okazji go widzieć. A szkoda, bo chętnie nauczyłabym się wyganiać demony!
Wesołego Święta Smoczych Łodzi! Smacznych dzongdzów! I pomyślnego wygnania wszelkich demonów...
*Wersji legendy jest zresztą mnóstwo. Według jednej z nich Zhong Kui początkowo nie był brzydki, ale po drodze na egzamin cesarski wsąpił do świątyni, w której się upił i po pijanemu począł uwłaczać mnichom. Za karę sama bogini Guanyin sprawiła, że stał się pokraką ostateczną, a to z kolei sprawiło, że nie został dopuszczony do egzaminów. Dalej większość historii toczy się już podobnie.
Tutaj poczytacie o pewnym samuraju, który został bogiem ;)
Bardzo ciekawa persona. Czy miał jednak ów Zhong Kui wierzchowca na miarę Płotki? ;-)
OdpowiedzUsuńAnnały milczą o tym niestety :(
Usuń