Wielkie święto: do Kunmingu przyjechał z gościnnymi występami kolega i nieledwie mentor ZB, na co dzień grający w najlepszej ponoć chińskiej orkiestrze na rożku angielskim. Z tej okazji ZB zaprosił jego i paru dawnych kolegów, a także ich pierwszego nauczyciela oboju na uroczystą kolację. Widzieli się pierwszy raz od daaaaawna. Od tak dawna, że nie mieli jeszcze przedyskutowanej kwestii małżeństwa ZB z białą.
Po kilku głębszych kolega odważył się zadać nurtujące go pytanie: jak sobie ZB radzi z (nieuniknionymi zdaniem kolegi) różnicami kulturowymi i problemami, które z nich wynikają.
ZB też sobie golnął, a jemu wystarczy szklaneczka, żeby wpaść w filozoficzny nastrój. Zamyślił się więc głęboko i odparł: Ale między nami żadnych różnic kulturowych nie ma.
Ale jak to? - spytał zdumiony kolega.
Bo widzisz - mówi ZB. - Po prostu ja na nią nie patrzę jak na Europejkę, a ona twierdzi, że ja nie jestem Chińczykiem.
Phi. Ja sobie mogę twierdzić cokolwiek, ale moi wszyscy polscy znajomi też twierdzą, że ZB nie jest żadnym Chińczykiem. I to już od czterech lat!
Czas zaokrągla kanty .... :)
OdpowiedzUsuńto na pewno dlatego nie mogę jakoś stracić na wadze ;)
Usuń