Rozbawilo mnie to do lez. Z racji wakacji wreszcie nie zaniedbywam prasowki, co skutkuje probami utopienia mnie przez dziennikarzy. Pilam sobie dzis poranną kawunię, gdy natrafilam w Wybiorczej na artykul o zalozonym przez pomyslowych Holendrow kosciele. Jako, ze zabroniono juz u nich palenia tytoniu w barach, klubach, knajpach itp., zalozyli nowy kosciol, w ktorym czci sie boga papierosow za pomoca palenia tychze :D A ze wolnosc wyznania jest gwarantowana przez prawo...
Nienawidze papierosow. Ich zapach jest dla mnie obrzydliwy. Godze sie jednak na ich istnienie w moim zyciu - jakos tak sie zlozylo, ze część moich Przyjaciół pali i nie pozbawie sie ich towarzystwa w imie ideologii. Rozwiązanie tajwanskie przemawia do mnie najbardziej: w knajpach pali sie za szklanymi drzwiami, a potem wraca do towarzystwa. Zapalenie papierosa jest traktowane jak kontrolowane puszczenie bąka: moze sie zdarzyc, ale lepiej wyjsc i nie narazac innych na wdychanie fetoru, a potem wrocic do milej i swiezej atmosfery.
Machnelam ostatnio kilka azjatyckich książek. Cesarzowa autorstwa Shan Sa - taka sobie. Jakos ta wizja Wu Zetian mnie nie przekonala. K: Sztuka miłosci pióra Hong Ying to rozerotyzowane takie sobie. Ot, wakacyjny szmatlawiec, choc oparty o ciekawą historię siostrzeńca Wirginii Woolf przeżywającego romans z chińską pisarką. Niestety, same stereotypy, nic ciekawego. Zdecydowanie lepsza fikcja to Imperium Smoków. Manfredi Valerio Massimo pokazuje jak MÓGŁ wyglądac pierwszy kontakt Chinczykow z Rzymianami. Choc autor lepiej sie zna na Rzymianach niz na Chinczykach, ma sprawne pioro, wiec opowiesc sie czyta z przyjemnoscia. Jestem laikiem, wiec nie wiem, czy w ksiazce nie ma bledow merytorycznych, ale to nie o to chodzi. Podoba mi sie wykrycie cech wspolnych w tych wielkich kulturach i zalozenie, ze ludzie szlachetni zawsze sie ze soba nawzajem dogadają :)
Nie moge zmoc Krainy wodki Mo Yana. Zaczelam czytac w zlym dla siebie czasie i ksiazka zle mi sie kojarzy, jakos nie umiem samej siebie przekonac, by do niej wrocic. By sobie wytlumaczyc, ze nie mam czasu na glupoty, wypielilam wczoraj nastepne dwie grządki ;) Dobrze mi z ciemnym, schlodzonym piwkiem w ogrodku, do ktorego przylatują sroki, slucham Stinga i Gary Moore'a, ktorych nabylam drogą kupna za ostanią w Krakóffku bytnoscią, NIC nie musze na zabij sie, tylko krzakow mi, do cholery brak. I skosnych oczu.
Moja mama wymyslila nazwe: narzeczony od górnej połowy. W tej definicji mieszcza się atrakcyjni faceci, ktorzy mnie lubią, ale ktorzy z roznych przyczyn mogą stanowić dla mnie podnietę wyłącznie intelektualną, w zwiazku z czym ewentualny seks nie wchodzi w grę ;)
...i inne głupoty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.