Dostałam prezent z Tajwanu - spełnienie marzeń. Bo choć lubię wiele tajwańskich rzeczy, największego fioła mam na punkcie muzyki.
Dostałam śliczną płytę - 王宏恩 Wang Hong'en - a w jego narzeczu Biung Tak-Banuaz, rocznik '75, jest Tajwańczykiem z okolic Taidong; śpiewa oczywiście od zawsze, ale pierwszą płytę wydał w 2000 roku, a do teraz spłodził ich cztery. Część jego piosenek....hmmm....jest po prostu taka sobie. Zwykły pop. No ale płyta, którą przysłała mi Wei - pierwsza, 獵人 (The Hunter) - jest obłędna. Śpiewa na niej wyłącznie w swoim narzeczu Bunun, którego nie kumam ani w ząb, ale co z tego?
Później Biung zaczął pisać piosenki dwujęzycznie, bądź mieszać na płytach różne wpływy. Ta pierwsza płyta jest najbardziej ascetyczna: gitarka, śpiew, sami wiecie. Potem się zbyt rozbuchał i rozmienił na drobne. Moim zdaniem - zupełnie niepotrzebnie. Ale ta pierwsza płyta jest debeściarska.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.