O matko, jak długo ten Ishiguro przeleżał na czytniku! Nie potrafiłam się wciągnąć. W końcu zamieniłam wersję językową z polskiej na oryginalną - i okazało się, że to pomogło. Nie wiem, czy to dlatego, że tłumaczenie mnie nie przekonało, czy po prostu inaczej mózg mi pracował na angielskim tekście. Ale nawet w tej wersji nie chapnęłam książki naraz; mogłam ją odłożyć. Ba, musiałam ją odkładać. Syciłam się tekstem i tym milionem drobiazgów, które dla nastolatki są TAKIE WAŻNE. A gdy już wiedziałam, co będzie dalej, serce mi się ściskało, bo jej - im - nie jest przeznaczone nic ważniejszego od tych drobiazgów.
A potem serce się ścisnęło jeszcze bardziej - bo przecież my też przywiązujemy wagę do drobiazgów. Takie nam się ważne wydają, tak się o nie złościmy, z takim przekonaniem o nich mówimy. Ale wszystko zostanie nam zabrane - zostaną tylko wspomnienia. Spieszmy się tworzyć te dobre, piękne, związane z ludźmi, którzy są dla nas ważni. W przeciwieństwie do bohaterów Ishiguro nie wiemy, kiedy i co się nam przydarzy, jednak mamy nad swoim życiem mniej więcej taką samą kontrolę jak oni - to znaczy żadną. Czy to znaczy, że nie ma nadziei? Ależ skąd! To tylko znaczy, że trzeba czerpać garściami z tego życia, które zostało nam dane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.