Kanton słynie z pysznego jedzenia. Owoce morza, delikatnie przyprawione, smakowite dania, ale przede wszystkim - desery. Jednym z nich jest tytułowy imbir bijący mleko. Łatwo się domyślić, że mamy tu do czynienia z dwoma głównymi składnikami: imbirem i mlekiem. Imbir jest w postaci soku, a mleko jest gorące. Zanim się zniechęcicie, powiem jeszcze, że zanim będziecie jeść, mleko zdąży ostygnąć. Tak, JEŚĆ, a nie pić. Cała bowiem tajemnica tego deseru tkwi w tym, że ciepłe mleko dodane do soku imbirowego się... ścina. I powstaje coś podobnego budyniowi, tylko po pierwsze bez skrobi, po drugie bez gotowania, po trzecie - o cudownym imbirowym aromacie. Kantończycy reklamują ten deser jako poprawiający pracę mózgu i strukturę kości, ogrzewający osoby ze zbyt dużym wewnętrznym ciepłem, upiększający, a także przeciwkaszlowy i nasenny (szklanka ciepłego mleka przed snem w chińskim wydaniu). Dla mnie najważniejsze jest to, że deser ten jest pyszny.
Składniki:
- 200 ml pełnotłustego mleka
- łyżka soku z imbiru
- łyżka cukru - biały lub brązowy, w zależności od tego, jaki efekt wizualno-smakowy chcecie uzyskać.
Wykonanie:
- Najpierw wyciskamy sok z imbiru. Imbir musi być świeży, inaczej zbyt wiele z niego nie wyciśniemy. Ja użyłam pięćdziesięciogramowego kawałka, ale to naprawdę zależy od gatunku i soczystości imbiru. Ja nie mam wyciskarki, więc siekam imbir drobniusieńko i z odrobiną wody wrzucam go do blendera, a potem przecedzam zblendowany imbir przez drobniusieńkie sitko.
- Podgrzewamy mleko z cukrem do temperatury 60-70 stopni. Ja nie mam termometru kuchennego, więc robię na oko: gotuję do momentu pojawienia się maleńkich pęcherzyków powietrza. Mieszamy aż do rozpuszczenia cukru.
- Łyżkę soku z imbiru wlewamy na dno miseczki.
- Gorące mleko z impetem, z wysokości wlewamy do tejże miseczki (mleko bije imbir! a nie imbir bije mleko...).
- I teraz najważniejsze: nie można mieszać ani ruszać miseczki. Zastyganie trwa czasem zaledwie minutę, a czasem nawet pięć czy dziesięć - to zależy od imbiru, temperatury powietrza, rodzaju mleka itd. - trzeba samemu spróbować. Po tym czasie "budyń" jest już gotowy.
W zimie warto ten deser zjeść na gorąco, ale teraz, gdy są upały - najchętniej wsadzam imbirowe mleko do lodówki i zjadam zamiast lodów.
Dawniej chodziłam na ten deser do maleńkiej knajpki, która się w nim specjalizowała. Niestety, knajpka splajtowała i musiałam się nauczyć, jak się imbirowe mleko robi w domu. Szczerze mówiąc, żadna filozofia, więc warto spróbować.
imbirowy sok na dnie miseczki |
deser z kuleczkami z mączki sago |
klepsydra odmierzająca czas do zbudyniowania się naszego mleka |
dowód wizualny, że łyżka się nie topi w miseczce imbirowego mleka |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.