Dziś Międzynarodowy Dzień Sushi! Dlatego podzielę się z Wami nie tylko przepisem na ulubione ostatnio danie Tajfuniątka, ale również anegdotką. Chadzamy otóż do japońskich restauracji nader rzadko - najczęściej wtedy, gdy jestem sama z Tajfuniątkiem albo kiedy ZB coś przeskrobał i powinien pocierpieć - on bowiem za kuchnią japońską (z wyjątkami) nie przepada. No ale pewnego dnia poszłyśmy i sushi z mango okazało się strzałem w dziesiątkę. To nie była jakaś wybitna restauracja, a sushi wyglądało w niej jak jedzenie, a nie jak dzieło sztuki; ponieważ miało niewiele składników, stwierdziłam, że możemy je próbować odtworzyć w domu. Zrobiłam jedną sztukę, a potem Tajfuniątko się uparło, że "sama, sama", więc wyszło jak wyszło:
Całe szczęście Tajfuniątku nie przeszkadza wygląd; skoncentrowało się na smaku, a smak był fantastyczny.
No ale jakoś tak się złożyło, że po jakimś czasie wybraliśmy się do japońskiej restauracji we trójkę, ZB miał ochotę na jedno bardzo specyficzne danie, a Tajfuniątko oczywiście zażyczyło sobie sushi z mango. Dostało wypas dla ust, oczu, ciała i duszy:
Zjadło jedną sztukę, a potem poprosiło, żeby zdjąć kawior, posypkę, wszystkie dodatki. I dopiero, gdy sushi zaczęło wyglądać i smakować jak to domowe, pożarła je z apetytem. Czasem mniej znaczy więcej...
Składniki:
- ryż do sushi
- łagodny ocet ryżowy albo domowy jabłkowy
- cukier
- ewentualnie furikake
- nori
- średnio dojrzałe mango w plastrach (jeśli jest zbyt dojrzałe, będzie się rozpadać)
Wykonanie:
- Ryż ugotować, a gdy ostygnie - doprawić. Najlepiej najpierw rozpuścić cukier w occie. Podobno na 100 g ryżu potrzeba 30 ml octu ryżowego + ok. 1,5 łyżki cukru, ale ja zawsze doprawiam "na oko" - po prostu tak, żeby ryż mi smakował. Dodatkowo zawsze po ugotowaniu odrobinę ryż solę, żeby przełamać słodko-kwaśny smak zalewy.
- Ryż ugniatamy w dłoni tak, żeby powstał wałeczek. Żeby ręka się nie kleiła, trzeba skropić ją octem.
- Można ryż doprawić furikake, ale nie jest to konieczne.
- Na wierzch wałeczka kładziemy dopasowany wielkością plaster mango.
- Nori kroimy w paski, którymi owijamy nasze nigirizushi jak prezent wstążką. Gotowe!
To, zdaje się, wynalazek filipiński. Tak, jak Japończycy dopasowywali tradycyjne przepisy, żeby przyjęły się w USA, tak Filipińczycy zrobili sobie swoją wersję.
OdpowiedzUsuńFajne takie fusion.
Ciekawe, co ZB i Tajfuniątko powiedzieliby na odmianę hawajską - spam sushi.
O, to ciekawe! Sushi wywędrowuje na Filipiny, po czym z wielkim hukiem wraca do japońskiej restauracji - ale w Chinach :D
UsuńA co do odmiany hawajskiej - ona funkcjonuje w moim domu wcale nie jako hawajska, tylko kompletnie normalna, z naszą sztandarową yunnańską mielonką :D Nie wiedziałam, że ktoś jeszcze wpadł na ten pomysł!