Film z 2016 roku obejrzałam z czteroletnim opóźnieniem, choć jedną z głównych ról gra w nim mój najukochańszy Ge You. Cóż. Zdarza się. Od urodzenia Tajfuniątka... Sami wiecie. Wspominam o nim dzisiaj, bo dziś jest rocznica napaści Japończyków na Chiny, a film jest m.in. opowieścią o Chinach i Japonii - opowiada bowiem o tym, co się działo w Szanghaju za czasów okupacji japońskiej i II wojny (obejmuje mniej więcej lata 1934-1945). Najważniejszymi postaciami są mafiozo Lu (Ge You) oraz jego japoński szwagier Watabe (Tadanobu Asano, czyli Hogun z Ragnaroku). Watabe mówi o sobie "szanghajczyk", uważa się za patriotę lokalnego i jest oddanym mężem i ojcem... jednak później sprawy się komplikują. Nie będę Wam opowiadać całej historii - znajdziecie ją w internetach. Powiem tylko tyle: nie jest łatwo wiedzieć, kim się jest, kiedy się mieszka na obcej ziemi... ani kiedy się mieszka na "swojej". W ogóle, bycie dobrym człowiekiem wymaga trochę wysiłku. No i - praca żołnierza jest naprawdę najgorszą bodaj pracą, jeśli chcemy zachowywać się moralnie. Bywa, że mafiozo jest bardziej ludzki od żołnierza.
Film sprawił mi wielką przyjemność - Japończycy mówiący po japońsku - albo po chińsku, ale z japońskim akcentem. Szanghajczycy mówiący po szanghajsku. Ciekawie zarysowane postaci drugoplanowe i wątki oboczne, które pokazują tamte czasy jak na dłoni. I tylko - brakuje mi choćby jednej dobrej japońskiej postaci. Nie chcę wierzyć, że takich nie było.
W zagranicznych witrynach film oceniany jest dość kiepsko; Chińczycy oceniają go wysoko - i to nie tylko Chińczycy kontynentalni. Film zdobył wiele nagród m.in. w Makau - oczywiście dla najlepszego aktora, czyli Ge You.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.