2015-11-16

Fryzjer

Zdecydowałam się obciąć włosy. Nie pierwszy raz, nie ostatni. Tak, tak, bogactwo kobiety, bla bla bla. Odrośnie to całe bogactwo. A tymczasem ZB nie będzie mi ich przygniatał, mycie będzie trwało minutę zamiast pół godziny, a suszyć nie będę musiała wcale.
Abstrahując od mojego głębokiego wewnętrznego przekonania, że w krótkich włosach po prostu mi ładnie, chodzi jeszcze o te przeklęte kunmińskie zimy. I o przeklęty brak ogrzewania. "My nie potrzebujemy ogrzewania, bo w Kunmingu trwa Wieczna Wiosna". Wszyscy jakoś zapomnieli, że wiosna to "kwiecień-plecień poprzeplatał trochę zimy, trochę lata". Trochę ZIMY, zwracam Waszą uwagę. Zimy, śniegu, chłodu. I braku ogrzewania, bo przecież trwa Wieczna Wiosna, grrrrr.
Wprawdzie poprawiła mi się odporność i rzadziej się zaziębiam, ale powiem szczerze - mycie długich włosów w trakcie kunmińskiej zimy traktuję jak sport ekstremalny. Mycie, godzinne suszenie, a potem zastanawianie się, jak tu wyjść z rozgrzanej przez suszarkę łazienki do sypialni i się nie nabawić po drodze zapalenia płuc...
No dobrze, podjęłam decyzję. Podczas lekcji angielskiego opowiedziałam tajtajom o swoim zamiarze. Właśnie ćwiczyły "I had a haircut/ I am going to have a haircut" itp., więc była okazja.
Najpierw zaprotestowały, że będę brzydko wyglądać z krótkimi. Później powiedziały, że tylko mi się wydaje, że z krótkimi mniej zachodu (cóż, z normalnymi krótkimi nie, ale z takimi "na chłopaka" to już tak), a gdy wytłumaczyłam, że mi chodzi o uproszczenie toalety w zimnie, jeden z tajtajów zaczął się gromko śmiać. I rzecze: ach, oczywiście, że zimą się nie myje włosów w domu, bo zimno, tylko chodzi do salonu fryzjerskiego - tam Ci umyją i wysuszą. Ja chodzę trzy razy w tygodniu przez całą zimę, a i w lecie, kiedy na dworze zimno...".
Jakoś mnie nie przekonały.

18 komentarzy:

  1. A czy w Kunming też są salony fryzjerskie lub po prostu klitki fryzjerskie na każdym rogu? Na Tajwanie, jak pewnie pamiętasz, fryzjerów, tak jak 7/11 zatrzęsienie :-) a ceny też są przystępne. Jednak ... na samo mycie, to się nigdy nie wybrałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klitek fryzjerskich sporo, zazwyczaj bez ścian i okien - prawie na świeżym powietrzu :) Tam właśnie się w końcu obcięłam. Ale moje tajtaje chadzają raczej do salonów, w których podcięcie końcówek kosztuje tyle, ile moje tygodniowe utrzymanie ;)

      Usuń
    2. Odważna jesteś! Ja jednak moje kłaki powierzam fryzjerom z salonów, niezbyt wyszukanych, ale jednak pożądnych :-) No i te boskie masaże głowy i karku... Uwielniam! A w ogóle to o zdjęcie proszę.

      Usuń
    3. To nie kwestia odwagi, a raczej intuicji: pracownicy tych "salonów" nie budzą mojego zaufania, a do fryzjerki z kliteczki poczułam sympatię, a ona spełniła moje oczekiwania co do joty :) Jeśli zaś chodzi o zdjęcie - niestety, jeszcze nie mam :)

      Usuń
  2. We Włoszech jak mieszkaliśmy, to ogrzewanie działało tylko kilka godzin dziennie.W Warszawie mieliśmy dziury pod oknami i stale wiało. Tak wiec współczuję mokrej łepetyny i braku ogrzewania. Znam ten ból! Gardła i uszu.... Krótkie włosy sa w tej sytuacji dużo praktyczniejsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponad pół życia przemieszkałam w kamienicy, w której ciepło było tylko koło pieców i kuchenki, jeśli akurat się coś gotowało. Do nieogrzewanej łazienki wstawiało się olejak; ja na tym olejaku sobie grzałam i suszyłam ręcznik, a mój Tato na mnie za to krzyczał... Długie włosy są ok, ale - krótkie lepsze :D

      Usuń
    2. Najcieplej miałąm, jak mieszkałam na studiach w Gdańsku i sama paliłam w piecu. Głowę myło się przy samym piecu w misce z wodą nagrzana w kuchni w czajniku. Na "przednówku" zabrakło mi rozpałki, to jeździłąm na uczelnię z reklamówką, do której w pobliskim parku zbierałam chrust! W końcu jednak porąbałam kilka krzeseł na szczapki! To były dopiero czasy :)))

      Usuń
    3. No o takich studenckich czasach to można opowiadać wnukom ;)

      Usuń
  3. Taaaaak, zimowe mycie czegokolwiek na Tajwanie... W tym pokoiku o mocno nieszczelnych oknach z rześką temperaturą o poranku, za to z piękną kamienną podlogą marmurową... Wstawanie na poranne siusiu wymagało niezłego samozaparcia i wielkiego rozważania powaznych dylematów co wygra - pęcherz czy wizja przymarzających do deski klozetowej pośladków... A mycie głowy to w ogóle - ale mi na Tajwanie połowa włosów wypadła, a wcześniej też miałam liche i krótkawe, więc to ciut ułatwiało sprawę.
    Wieczna wiosna, psiakostka. Chińska wyuzdana tortura a nie wiosna!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja nigdy nie miałam tak pięknych, kręconych i zdrowych włosów jak na Tajwanie! I skórę też tam właśnie miałam najlepszą! I jeszcze samopoczucie!... Ech...

      Usuń
  4. Skóra owszem bo wilgotność w powietrzu prostuje zmarszczki zanim jeszcze zdążą pomyśleć że powinny się pokazać... Samopoczucie rewelka bo te 330 słonecznych dni w roku i kolorowe kwiatki cały rok nie sprzyjają depresji sezonowej. Ale niestety wodą jest syfiasta gorsza niż w Krakowie podobnie jak powietrze e, a jedzenie takie sobie mocno przetworzone. Mi po dluzszym pobycie pojawiły się komplikacje zdrowotne,awitaminiwa, anemia i odczyny alergiczne na nie wiadomo co... :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to ciekawe! Mnie właśnie na Tajwanie przestały dręczyć alergie rozmaite. Wodę piłam tylko butelkową, bo faktycznie kranówa była nieznośna. Ale codziennie żarłam dużo owoców i warzyw, więc generalnie było mi wspaniale... Inna rzecz, że byłam tylko pół roku i pewnie wielu minusów po prostu nie zdążyłam zauważyć...

      Usuń
    2. 330 słonecznych dni w roku??? Przez 3 lata na Tajwanie w sumie tylu nie widziałam. Ba, właśnie się nacieszam polskim listopadem, bo owszem, wieje i leje, podobnie jak zimą w Taipei, ale przynajmniej mam szczelne okna, ściany i ogrzewanie.

      Usuń
  5. Nie kranówę bo ta nadaje się tylko do trucia niewiernych żon i wrednych szefów - ale z takiego niby filtra z podgrzewaczem... Ale i tak jest powiedzmy nienajwyższych lotów.
    Owoce i warzywa to ja i Polsce jadłam codziennie, a te tutejsze przerażają mnie nieco faktem że sklepy z wyeksponowanym towarem leżą pół metra od bardzo ruchliwych ulic i podejrzewam że w kilogramie śliwki masz tak z pół kilo ołowiu... No cóż, lokalsi jedzą i żyją - to i ja jem. Raz na czas pokrywam się tylko liszajem :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Ojej:( Ja też z podobnych powodów plus małe dziecko non stop ciągnące mnie za długie wówczas za pas włosy, obcięłam.Drastycznie,na bardzo krótko.A potem długo nie żałowałam, bo było mi wygodnie i ciepło.Potem przyszła jednak nutka tęsknoty i teraz już zapuszczam.Myję , suszę wtedy gdy wiem,że na długo się z domu nie ruszę a po suszeniu zasiadam jeszcze na godzinę w kuchni gdzie zapalony kominek.Głowa boli mnie mimo to non stop i przeziębiona jestem na okrągło.Szkoda, może jednak pomyśl nad tym jeszcze?Czapki, opaski jakieś inne alternatywy?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już po ptokach ;) Włosy ścięte, a ja oddycham z ulgą :) Przecież kiedyś odrosną!

      Usuń
    2. Spotkałam się kiedyś z powiedzeniem "włosy nie kiełbasa, odrosną".

      Usuń

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.