Nie pamiętam, kiedy ostatnio oglądałam coś w kinie. Jak to dobrze, że dwa razy do roku odbywam podróż na drugi koniec świata, podczas której mogę nadrobić zaległości! Niestety, muszę wybierać raczej filmy lekkie, w których moment nieuwagi się nie zemści niezrozumieniem fabuły. Stąd oglądam raczej komedie romantyczne. Oczywiście wybieram te, które mają coś wspólnego z Azją.
Komedia romantyczna to oczywiście stereotyp na stereotypie. Ale! W Bajecznie bogatych Azjatach mamy do czynienia z azjatyckimi stereotypami, więc można liznąć trochę (nie za dużo, bo to przecież holiłódzki film) stereotypów azjatyckich, przetykanych amerykańskim snem. Film zabawny, zwłaszcza dla kogoś, kto faktycznie coś wie o Azji. W tym o Chinach, bo film opowiada przede wszystkim o Azjatach pochodzenia chińskiego.
No dobra. Tyle o filmie. A ja teraz o odkryciu sezonu czyli o nowym (dla mnie) azjatyckim ciasteczku:
Henry Golding to angielsko-malajski mieszaniec. Och, do twarzy mu z tym :)
Kogoś właśnie tak ładnego będę szukać dla Tajfuniątka...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.