Nigdy nie wiem, czy się przypadkiem jednak nie otruję. Mogłabym kupić świeżo wyciskany sok z pomarańczy czy granata, albo cudowną wodę kokosową, prawda? Ale skoro obok znanych mi soków leżała butelka z zielonym, schłodzonym płynem, a na straganie nawet były te liście, z których płyn wykonano, to założyłam, że da się pić i że nie jest to lokalna trutka na szczury.
Smak był... interesujący. Bardzo, bardzo orzeźwiający, niesłodki - więc napój doskonale gasił pragnienie - ale w kategorii "jak często wyląduję na twoim stole" mieścił się raczej w tym przedziale, co czipsy z jarmużu. Tym niemniej - spróbowałam czegoś nowego. Teraz tylko wypadałoby się dowiedzieć, co to takiego...
Znalazłam!
Zamiast jednak spożywać preparaty, warto rozejrzeć się za świeżym zielskiem, które na przykład w Birmie, Indonezji, Malezji i na Sri Lance jest chętnie używana w sałatkach czy do curry; z liści robi się również purée, kleiki, ziołowe herbatki, smaży się je po chińsku - no i, jak widać, soki (głównie w Wietnamie i Tajlandii). W Tajlandii liśćmi przyprawia się również larb i pad thai; mogą być również składnikiem dipów.
Ciekawostka: po chińsku wabi się "rozbić wielką miskę" 崩大碗 albo "korzeń Boga Piorunów" 雷公根 i jest używana przeciwzapalnie oraz (zewnętrznie) do przemywania ran.
Pamiętajcie: jeśli chcecie orzeźwienia i nie macie ochoty na słodkie soki, zamówcie zielony น้ำใบบัวบก nam bai bua bok - sok z wąkrotki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.