Wspomniałam o nim przy okazji postu o Qiubei. Bije jednak rekordy popularności w całych Chinach - jako prezent i jako świątynna ofiara, rzadziej jako przekąska. Jest zielony, szczelnie opakowany i - faktycznie wygląda jak wesoły, zielony Budda. Czary? Koleżanka zapytała, czy "bierze się posążek buddy z określonej świątyni, zakopuje w ziemi, podlewa i odprawia stosowne rytuały a po roku mamy budda-gruszki"?
Niestety, prawda jest bardziej prozaiczna, choć wymaga znacznie więcej czasu i pracy.
Razu pewnego Hao Xianzhang 蒿现章 (Bylica Obecnie Pieczątka), farmer z Hebei stwierdził, że nie chce już być biedny. Że chce wyeksportować swoje owocki do Anglii i zarabiać w funtach, nie w yuanach. W 2003 roku zaczął więc przysposabiać grusze; sześć lat mu zajęło, zanim stworzył pierwszych dziesięć tysięcy buddowoców. Każdy zalążek owocu otaczany jest "foremką", w której rośnie, nabierając buddokształtu. Każda foremka kosztowała pięć funtów, więc wyobraźcie sobie, ile musi kosztować owoc, żeby się opłacało go wytworzyć... Oczywiście - foremek nie trzeba co roku zmieniać, ale poziom inwestycji początkowej nadal mi imponuje :)
Początkowo Bylica zamierzał owocki eksportować. Szybko się jednak okazało, że Budda sprzedaje się w Chinach wystarczająco dobrze, by dało się na tym nieźle zarobić. Narodziła się nowa świecka tradycja rozdawania buddowoców jako prezentów itp. Buddowoc ma ponoć przynosić szczęście. No i jest taki kawaii!
Mający do interesów tęgą głowę Bylica stwierdził, że da się zarobić jeszcze lepiej. Zaczął wsadzać buddowoce do flaszek z wódką - i tak właśnie powstaje nowoczesna buddyjska święcona woda!
Oczywiście natychmiast pojawili się naśladowcy, ale pamiętajcie - prawdziwy buddowoc musi pochodzić z Hebei!
WOW!!!!
OdpowiedzUsuń:D
UsuńCałe Chiny chciałam tak profanicznie buddiwocu spróbować, ale jakoś nie wyszło 下次
OdpowiedzUsuńnie wygląda na to, żeby moda miała się zmienić, więc jest szansa, że się uda ;)
Usuń