Nie mieszkam w żadnej wielkiej metropolii. Tak, Kunming jest sporo większy od Warszawy. Jest też prowincjonalną mieścinką w porównaniu do naprawdę dużych chińskich metropolii. W związku z tym cierpię na niedobór importowanych towarów. Nie mówię już nawet o szynce parmeńskiej, tanich włoskich winach, francuskich serach czy choćby głupiej czekoladzie. Mówię o rzeczach, które wydawały mi się tak zwyczajne, że wybierając się do Chin po raz pierwszy w ogóle nie pomyślałam o tym, że muszę wziąć duży zapas. Zatyczki do uszu. Waciki do demakijażu. Gąbki do mycia ciała. Tampony!
Kiedy rok później przyjaciółka wybierała się po raz pierwszy do Chin, zrobiłam dla Niej listę rzeczy, o których spory zapas powinna się przed wyjazdem postarać. Ale ona pojechała do Xiamenu, wielkiego portowego miasta, a nie do zadupia. I śmiała się potem ze mnie, że pewnie źle szukałam. A potem przyjechała do Kunmingu i zobaczyła, że tampony do tylko w Carrefourach, a i to tylko niektórych, a gąbek nie ma wcale.
Teraz jest już trochę lepiej, ale - naprawdę wcale nie mamy bogatej oferty produktów pozaregionalnych. Mimo, że Yunnan jest prowincją graniczną, nie mogę tu dostać wietnamskiej kawy innej niż 3 w 1 ani nawet głupiej pasty curry. Grrr.
Dlatego tak mnie zaskoczyło
polskie mleko, niewiele droższe od lokalnego :)
Nie, nie kupiłam. Nie lubię UHT :P
A jak w chinach wyglada możliwość kupowania takich towarów i spożywki przez internet?
OdpowiedzUsuńPodobno bardzo dobrze, ale mnie parę rzeczy zaginęło i się zraziłam...
UsuńBai... Ja Cię kiedyś zabiję... To mleko jest tańsze niż najtańszy wyrób mlekopodobny na Tajwanie!!! Wrrr!
OdpowiedzUsuńDla mnie za drogie i niesmaczne :D
UsuńWiesz co... następnym razem Ci przywiozę tajwańskie mleko :)
OdpowiedzUsuńdziękuję, postoję :D
Usuń