Polozone w dystrykcie kamiennolesnym 石林, w wiosce Nuohei, ktora jest czyms w rodzaju skansenu. W skansenie tym nie znajdziemy przedmiotow starych badz bardzo cennych; zgromadzone tam zostaly natomiast przedmioty codziennego uzytku ludu Sani 撒尼 (jeden ze szczepow Yi), ktore zapewne, w zwiazku z szybkim rozwojem gospodarczym Chin, za kilka lat pojda w zapomnienie. Pieknie wykonczone skorzane siodla, sliczne gliniane cacuszka, zazwyczaj sluzace do przechowywania badz picia alkoholu, drewniane plugi... Tak wygladalo zycie codzienne ludu Sani jeszcze calkiem niedawno.
W jezyku Yi Nuohei znaczy: staw, w ktorym pluskaja sie malpy. Takoz posrodku wioski znajduje sie piekny staw, bez mostkow, rowerow wodnych i innych unowoczesnien - pasuje do naszego skansenu bardzo.
W wiosce zyje zupelnie zwykla spolecznosc: staruszki zajmuja sie przedzeniem lnu, na ktorym dziewczeta haftuja yijskie wzory; bawia sie z okazji Swieta Pochodni, tancza taniec z trzystrunna mandolina itd. Trudno mi powiedziec, na ile te zabawy sa na pokaz, dla turystow, a na ile sa faktycznie wazne w zyciu mieszkancow. Ale jest ta wioska milion razy bardziej autentyczna niz wszystkie "Wioski mniejszosciowe", o Starej Wiosce Przy Granicy nawet nie wspominajac...
Jedzie sie tam przyjemnie, bo droga do wioski zostala wyasfaltowana. W calej wiosce mieszka okolo 600 osob, z czego zaledwie dwadziescia kilka nie nalezy do ludu Yi - ale nawet oni posluguja sie jezykiem yijskim. Uprawiaja kukurydze, tyton, kartofle itp., przy czym wiekszosc przychodu wioskowego pochodzi niewatpliwie z uprawy tytoniu oraz z produkcji... batiku. Tak, Sani maluja woskiem wzory, a potem farbuja tkaniny w indygo - piekne sa te szmatki :) Nauczyli sie tez od Baiow innej techniki, gdzie material sie w specjalny sposob zgniata, a potem farbuje, moczac dziesieciokrotnie w indygo. Zagniecenia pozostaja biale, przez co na niebieskim tle powstaja piekne kwiaty czy inne wzory. Sposob ten nazywany jest 扎染 zharan - farbowanie zwiazane.
Jako, ze zyja w rejonach, w ktorych zwykle lasy zostaly w duzej czesci zastapione lasem kamiennym, to kamien byl podstawa ich architektury. Teraz oczywiscie wiekszosc nowych domow jest juz z cegiel, bo nikomu sie nie chce szukac pasujacych do siebie nawzajem kamieni, ale sa jeszcze domy, ktore wzniesione zostaly z kamienia.
Wewnatrz wioski zreszta nadal drogi sa kamienne. Sama wioska powstala tak niedawno (1816 rok), ze czesc dziedzictwa architektonicznego faktycznie pokazuje, jak to sie kiedys budowalo.
Gdy przyjezdza sie do wioski z okazji jakiegos swieta, tubylcy poubierani w stroje ludowe tancza swoj najbardziej popularny taniec: taniec trzystrunnej mandoliny. Mezczyzni grajac na mandolinie, a kobiety klaszczac robia trzy kroki i podskakuja, krecac sie raz w lewo, raz w prawo. Skad taki dziwny taniec?
Dawno temu, gdy jeszcze przed zasianiem zboz trzeba bylo wypalic trawy, by oczyscic teren, wiesniacy nie mogli sie doczekac, kiedy wreszcie teren ostygnie. Wbiegali wiec na bosaka na pole szybkim krokiem, a gdy zaczynaly ich parzyc stopy, podskakiwali, posykujac jednoczesnie (to posykiwanie zostalo w piesniach jako bezznaczeniowy okrzyk).
Ale trojstrunna mandolina nie jest ich jedynym tradycyjnym instrumentem. Maja tez traby, dlugie tak, ze musza byc podtrzymywane przez druga osobe, oraz drumle, na ktorych potrafia grac nawet male dzieci. Sa tez flety i bebny. Jedyny szkopul, ze akurat za mojej bytnosci pogrywali i tancowali glownie emeryci i dzieci. Nie wiem, czy faktycznie tradycja juz umarla i tanczy sie tak i spiewa tylko na pokaz?...
W calej wiosce, ba, w calym regionie pelno jest magnolii. Jest nie tylko piekna, ale i smaczna. Z platkow magnolii, startych na proszek i wymieszanych z maka, cukrem i woda, mozna usmazyc pyszne ciasteczka.
Okolica naprawde przyjemna. I nawet jesli tance sa tanczone pod turystow, a stroje zakladane dla kasy, to i tak jest tu pieknie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.