Mam znajomych, ktorych uwielbiam za kuchnie, poczucie humoru, sci-fi, koty, Azje i gry. To w skrocie. Oczywiscie, niekoniecznie w tej kolejnosci i oczywiscie wymienilam tylko najwazniejsze czynniki, ale...
Gry to sposob na budowanie przyjazni, spedzanie czasu przyjemnie, niekoniecznie z alkoholem i calkowicie bez innych podniet typu telewizor. Jest to cos, co sie milo wspomina, a poza cokolwiek topornym chinczykiem, ktorego i tak kocham, istnieja przeciez gry rewelacyjne, takie jak poznany przeze mnie u nich Dixit (opis na stronce nie oddaje grozy wyzierajacej z niesamowitych obrazkow na kartach).
Kiedy ostatnio u nich bylam, nakarmili mnie i napoili, a kiedy juz posadzili, wyciagneli gre. Krzaczasta. Tajwanska. Dzika!! Nie do konca sa chinskojezyczni, a nadzieja w ich oczach mnie rozbroila do reszty (juz nie mowiac o tym, ze mi weszla na ambicje!) i przeszukalam internet, zeby cos o niej znalezc. Tak na szybko cos tam pokojarzylam zasady, ale... Szczerze? Wedlug tych zasad, co to je wyciagnelam z rekawa to ta gra raczej nudna jest. Dlatego poszperalam na temat "Tykwa pyta" (bo tak sie gra nazywa) i prostuje na blogu niescislosci :)
Mamy sobie plansze:
Jest na niej 47 obrazkow, ulozonych po slimaczku. Kazdy obrazek ma swoja pare - sa dwa konie, dwaj flecisci, dwa tygrysy itd. Osamotniona jest tylko postac w samym srodku - Wielki Bogacz (大富翁 - jest to rownoczesnie druga nazwa tej gry). To on jest naszym celem. Rzucamy wiec kostkami i w ruchu przeciwnym do wskazowek zegara poruszamy sie po slimaczku az do bogacza. Kostki sa dwie (zupelnie jak bramki, hihihi!), wiec wszystko powinno byc proste i szybkie, ale nie jest! Problem polega na tym, ze ilekroc staniemy na nowym polu, tylekroc musimy sie przeniesc na jego "brata blizniaka". I to obojetne, czy jestesmy na poczatku czy na koncu (to wlasnie to male sprostowanie ^.^)! Tylko wyrzucenie idealnej liczby oczek tuz przed Wielkim Bogaczem daje nam mozliwosc bezbolesnego zakonczenia...
Gra jest tajwanska, chociaz niesc wiesie, ze pochodzi z Quanzhou. Popularna w latach 40-50, przez jakis czas byla grywana potajemnie (!) Dlaczegoz to?
I tutaj bardzo ladne rozwiazanie zagadki, dlaczego sie wabi "tykwa pyta". Nadepniecie na kazda z postaci mialo powodowac powiedzenie nastepnej czesci wierszyka - tak jakby kazdy rysunek mial swoj "opis", scisle z rysunkiem zwiazany. Byl to mily i latwy sposob uczenia dzieci jezyka minnanskego (czasem zwanego tajwanskim). Tykwa sobie pytala, a dzieci sie uczyly poprawnej wymowy...
Ja jednak uwazam, ze i bez mowienia gra jest zaczepista :) Wlasciwie to w takim chocby Xiamenie tez powinno sie ja dac kupic, hmmm... ;)
Nam się od razu wszelkie pomysły językowe na tą grę pojawiły. Można np. planszę dostosować pod słówka z lekcji i jak się na danym polu stanie, to trzeba słówko powiedzieć/napisać. Można też ułożyć zdanie z danym słowem (sprawdzanie naumianych konstrukcji gramatycznych) i wtedy mozna np. przesunąć się o parę pól do przodu. Jakby co, będziemy patentować pomysł :P
OdpowiedzUsuńAle uważam, że nasza wersja - tykwa ze zbijaniem przeciwników, też była całkiem niezła :)
Tykwo-chińczyk znaczysię? ;)
OdpowiedzUsuńAluzję paniała, rozejrzy się. I przy okazji - lista zakupów by się przydała, bo jeśli lastminute.com nie kłamie, to za 1,5 miesiąca będę w PL :)
bayushi: no, pomysl jezykowy super! :) wlasciwie to obojetnie na jezyk :D
OdpowiedzUsuńkayka: liste przesle mejlem :) A Ty kupisz, policzysz i Ci wplace na konto :)