Michelle Yeoh dostała Oscara! A w dodatku film, w którym grała pierwszoplanową rolę dostał kilka statuetek. Stwierdziłam, że muszę obejrzeć.
Kurczę, jak bardzo żałuję, że musiałam oglądać ten film na raty!... No i - że musiałam oglądać go sama. Nie znam tutaj nikogo, kogo ten film mógłby bawić tak, jak mnie.
Hmmm... W Polsce też nie wiem, czy bym kogoś znalazła. Niby mam kilku znajomych fanów Monty Pythona; niby mam też kilku znajomych fanów kina azjatyckiego klasy Ś, mam też kilku znajomych lubujących się w filmach o superbohaterach. Ale te grupy nie przenikają się wzajemnie, więc pewnie skończyłoby się tak, że część byłaby zdegustowana, część znudzona, a część oszołomiona, ale bez zachwytu. Ja nie jestem zachwycona, ale świetnie się bawiłam. I płakałam też. Szkoda, że musiałam oglądać ten film na ekranie komputera, a nie w kinie. Tam pewnie byłoby jeszcze fajniej...
Tutaj i tutaj dwie recenzje, z którymi się zgadzam najbardziej.
PS. Jedyną odpowiedzią jest miłość. Zawsze.
PS.2. Dla mnie to nie jest komedia, kopanka ani nawet sci-fi. Dla mnie to film o relacji matki z córką przede wszystkim, a po drugie - dający coś w rodzaju katharsis. Ja pewnie też nie jestem najlepszą wersją siebie. Miliony moich wyborów stworzyły miliony wersji mnie w milionie światów. Ale JA jestem tutaj - i to jest ważne. I to jest piękne. I to jest CUDOWNE.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.