W ostatni weekend udały się nam obchody Halloween. Zabawa została zorganizowana przez amerykański restauracjo-hostel Lost Garden, który mieści się tuż przy Szmaragdowym Jeziorze. Właściciele często organizują rodzinne imprezy, a Tajfuniątko uwielbia w nich uczestniczyć, zwłaszcza, że wyżerka też jest niczego sobie.
Były zabawy, robienie dyniowych lampionów, plastelina, kredki, cukierek albo psikus, przebieranki, malowanie twarzy - czyli wszystko, co Tygryski lubią najbardziej. Udało się nam też spotkać ze znajomymi: koleżanką ze studiów, która przyszła z synem. Dzieciaki świetnie się bawiły, ale uwierzyć oboje nie mogli, że znają się od kołyski i że harcowali nieraz po kampusie Uniwersytetu Yunnańskiego, gdy w czasach przedkoronowych można tam było jeszcze wchodzić...
Udało mi się zrobić lampion dyniowy i nie stracić palców; wróciłyśmy do domu wygadane, wybawione i setnie zmęczone. Czyli zabawa była udana. I tylko żal wielki ogarnął mnie na myśl, że kiedyś bawiliśmy się w znacznie szerszym gronie. Te czasy już jednak nie wrócą...
PS. Wracam z pracy codziennie tak padnięta, że najpierw idę się zdrzemnąć. Muszę nastawiać budzik, bo inaczej przespałabym odbieranie Tajfuniątka ze szkoły. Wracamy, ogarniamy polski i angielski, a potem jest już wieczór, a ja konam ze zmęczenia. Dlatego wpisy będą póki co sporadyczne. Cóż, taki czas. Mam nadzieję, że niedługo uda mi się przestawić i przyzwyczaić, a wtedy znów znajdę czas na pisanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.