Tak bardzo chciałam, żeby ta książka była piękna. Żyd, który (jak wielu jemu podobnych) uciekł przed Hitlerem do Szanghaju i ona - Chinka z tradycyjnej rodziny, ale nowoczesna, bizneswoman i w dodatku mówi po angielsku jak po swojemu. Konflikt z rodziną, Szanghaj czasów drugiej wojny światowej, miłość międzykulturowa - no kurczę, choć to wszystko takie dość mało prawdopodobne, to tak bardzo trafiło w moje ukryte tęsknoty, że naprawdę chciałam tę książkę pokochać.
Nie udało się. Tutaj jest wszystko odhaczone. Było tak i tak, no i się pokochali, no i ten zły Japończyk, no i on jest taki idealny, ale jednak nie, no i nie ma żadnych różnic kulturowych, wręcz można powiedzieć, że większe są między bohaterką a jej rodzeństwem niż między nią a kochankiem z drugiego końca świata.
Taki obiecujący początek, a tak nieudane wnętrze. Brrr. Dawno się na żadnej książce tak nie zawiodłam. W dodatku zgadłam, jak się skończy. Jeden z czytelników opisał tę książkę jako "insta-miłość". Tak, niestety.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.