Przeczytałam ostatnio Ptaki ciernistych krzewów. Oczywiście - najpierw przeczytałam, później obejrzałam, psiocząc niemożebnie, bo serial jest kompletną kupą w porównianiu z bardzo złożoną i ciekawą książką (czy już wspominałam, że odkąd umiem i lubię czytać anglojęzyczną prozę w oryginale, moje życie nabrało cudnego smaku?).
No i tak sobie czytam i czytam - a tu nagle wątek chiński. I główna bohaterka, która zajada się z apetytem chińszczyzną. Oczywiście zaczęłam szperać - i nagle odkryłam, jak wielką część australijskiego społeczeństwa stanowią Chińczycy. Jak skomplikowana była historia ich osiedlania się w krainie kangurów.
Każda książka. Nawet romans, którego adaptację tak lubiła moja mama.
Boję się otworzyć lodówkę ;)
ksiazke czytalam i jak zawsze jest lepsza od filmu to tym razem jednak film wygrywa
OdpowiedzUsuńKwestia gustu. Mnie się wydaje, że pierwszoplanowa aktorka to kawałek drewna.
Usuń