Po raz kolejny wybraliśmy się na obchody Święta Peonii w Magnoliowej Świątyni (tak, magnolie już u nas w zasadzie przekwitły). Peonie, peonie, peonie... Jedne z moich ulubionych kwiatów, chyba zaraz po kameliach i chińskich różach.
Trochę gorzej poszło nam z kwiatami pigwowca - większość jeszcze się kuliła w pączkach, albo nawet nie wspięła na nagie gałęzie.
Za tydzień-dwa będzie na pewno jeszcze piękniej!
Za tydzień-dwa będzie na pewno jeszcze piękniej!
A ZB zaczął pod nosem mamrotać o śmierci pod peonią. No i oczywiście musiałam poszukać, bo on pamiętał ten dwuwiersz, ale nie był mi w stanie sensownie wyjaśnić ani pochodzenia, ani znaczenia. To sobie sama znalazłam, o!
牡丹花下死 ,做鬼也风流
Umrzeć pod peonią - to wspaniałe i romantyczne, nawet jeśli później zmienisz się w upiora.
W wolnym (a nawet bardzo wolnym) tłumaczeniu: nawet najlepsi tracą głowę dla spódniczki. Dla ukochanej warto wszystko porzucić i włóczyć się z nią po krańcach świata lub zaszyć w wiejskiej chatce. Łatwo się domyślacie, że peonia jest tu synonimem pięknej kobiety, a zmiana w upiora/głodnego ducha synonimem tych wszystkich paskudnych rzeczy, które przydarzają się komuś głuchemu na obowiązki, a mającemu fioła na punkcie płci pięknej.
I tu dochodzimy do problemu zasadniczego. Można znaleźć dwa źródła pochodzenia tego cytatu. Jednym jest oczywiście Pawilon Peonii, a drugim - wiersz słynnej artystki z czasów mongolskiej dynastii Yuan, Zhu Lianxiu 珠帘绣. Była ponoć wybitną aktorką, śpiewaczką i kurtyzaną, a przy tym osobą tak dobrze i wszechstronnie wykształconą, że jej współczesne wykształciuchy wyrażały się o niej z wielką atencją - podziwiali ją m.in Guan Hanqing czy Lu Zhi. Ten ostatni był chyba jej kochankiem, a co najmniej - ukochanym, ponieważ ich najsłynniejsze bodaj wiersze to właśnie wiersze, w których się żegnali. Oj, tak, niespełniona miłość i w Chinach siała spustoszenie w wyższych sferach.
Ponieważ poetka działała zdecydowanie wcześniej niż twórca Pawilonu Peonii, to znaczy, że on zerżnął od poetki. Jednak - takie "pożyczanie" wersów nie uchodziło nigdy w Chinach za naganne, było wręcz najwyższym komplementem.
Tak oto wycieczka do świątyni i na wystawę kwiatów skończyła się dla mnie wielogodzinnymi poszukiwaniami pewnego mocno romantycznego dwuwiersza i sprawiła, że znów zanurzyłam się w poezji...
Przypomniała mi się książka "Miłość Peonii" Lisy See.
OdpowiedzUsuńOna jest właściwie interpretacją Pawilonu Peonii. W moim odczuciu Lisa See zrobiła z chińską opowieścią to, co bracia Grimm z baśniami. Słowo "autor" jest tu dla mnie nieporozumieniem.
Usuń