Pierwszy raz jadłam ten owoc dawno, dawno temu i jakoś w ogóle nie zapadł mi w pamięć. Może dlatego, że wtedy jeszcze wszystko było dla mnie takie nowe? Dziś sama się sobie dziwię, bo parę miesięcy temu flaszowiec łuskowaty wskoczył na podium i zdeklasował nawet moje ukochane smaczeliny, o innych chlebowcach czy nieśplikach nawet nie wspominając.
Po pierwsze: jest tak słodki, że nawet krówki przegrywają z nim w przedbiegach. Po drugie: mimo tej słodkości jest szalenie soczysty i orzeźwiający. Po trzecie: składa się z takiej ilości witaminy C, B i innych wartościowych elementów, że nawet nie mam wyrzutów sumienia, kiedy go spożywam :)
No a poza tym - jak tu się oprzeć owocowi, którego pierwsza chińska nazwa to "barbarzyńskie liczi" 番荔枝, a druga - głowa buddy 佛頭果... Jeśli kiedyś nań traficie, kupujcie śmiało. Pamiętajcie tylko, żeby nie zjeść pestki (są trujące) i że trzeba obrać ze skóry (albo, jak ja, przepołowić owoc i wyżerać miąższ bezpośrednio, skórkę zostawiając w świętym spokoju).
Dzieńdobry,.
OdpowiedzUsuńWyczytałam ,że chińczycy często piją wrzątek przy różnych dolegliwościach i traktują to jako panaceum.
Często stosują go profilaktycznie.
Napisz proszę czy spotkała się z tym i jak jest to tłumaczone.
Czy próbowałam binglang.
Jeżeli tak to jakie są Twoje odczucia .
Pozdrawiam Noneczka.
woda oczyszcza. Według Chińczyków faktycznie pomaga na wszystko :) Nigdy nie spotkałam się z medycznym wyjaśnieniem leczniczej wartości wrzątku. Po prostu takie jest przekonanie... Osobiście również stosuję picie ciepłej wody jako "lekarstwo" podczas przeziębień - to znaczy dużo piję, bo gardło i nos dzięki temu są nawilżone.
UsuńBetelu próbowałam na Tajwanie, ale ani mi nie smakował, ani nie chciałam mieć zafarbowanych zębów ;)
Jeśli chodzi o wrzątek, Kirgizom też się zdarza pić go jako lekarstwo. A przynajmniej znam takiego, który miał nadzieję, że pomoże mu na żołądek.
Usuń