Uwielbiam badminton. Najchętniej grałabym od rana do wieczora w sesjach: 15 minut gry - 5 minut zdychania - 5 minut wracania do siebie i tak a piat'. Może po kilku latach byłabym w stanie wydłużyć 15 minut do 25 albo i pół godziny, ale to raczej mało prawdopodobne*. Ze zdychania też pewnie nie będzie mi dane zrezygnować...
Do rzeczy.
W Chinach i na Tajwanie badminton jest bardzo popularny; jest tu więcej boisk do badmintona niż do piłki nożnej czy siatkówki. W badmintona grywają dzieci, ale i staruszkowie w parkach, a profesjonalne boiska służą przede wszystkim tym, którzy nie tak ot sobie packają lotkę, tylko tym, którzy naprawdę się znają. No i mnie, ale to tylko przypadek.
Dodatkowo, ponieważ Kunming jest położony w całkiem wysokich górach (prawie 2000 m.n.p.m.), jest tu mało tlenu, więc lotka jest szybsza, a zabawa ciekawsza. Stąd przyjeżdżające tu tłumy pół- i całkiem profesjonalnych zawodników, ćwiczących grę w warunkach ekstremalnych. Oczywiście, zazwyczaj przerzynają sromotnie z tutejszymi, bo nieprzyzwyczajeni. A już taki ZB rozkłada dużą część kondycyjnie, bo on po prostu dobiega do wszystkiego, odrzutowiec ma w tyłku czy co, sama już nie wiem... Ale też ćwiczy, grywa regularnie i to nie takie pitu pitu, tylko trzy godziny meczów z rzędu na przykład. Sama perspektywa takiego meczu mocno go cieszy.
Piątkowy wieczór. Dzwoni telefon; ZB odbiera, a za chwilę przychodzi i, ucieszony, woła: Idę dziś na meczyk badmintona!
Ja właśnie czytam pasjonującą książkę, więc odmrukuję pod nosem: dobrze, kochanie i czytam dalej.
ZB patrzy na mnie z wyrzutem, że nie naciskam, by ze mną został i w ogóle, i mówi: no już mnie tak nie powstrzymuj!
Na co mnie się chochlik włącza, zaczynam jęczeć: nie opuszczaj mnie, no jak możesz wyjść w takiej chwili, w ogóle mnie nie kochasz, no zostań!... A jednocześnie wypycham go za drzwi.
Zaśmiał się, pozbierał zabawki i wyszedł. Słyszę odgłos zamykania mnie na trzy spusty. Biorę telefon, żeby przypomnieć bałwanowi, że jestem w mieszkaniu i żeby mnie może jednak nie zamykał, ale zanim zdążyłam wybrać numer, słyszę soczyste !@#$%$#@, a potem wybuch śmiechu i otwarcie zamka, i dopiero wtedy stuptanie na dół...
Jak można być tak roztrzepanym i jednocześnie tak dobrze grać w badmintona??!!
A tu dowód na to, że grywam w badmintona:
Do rzeczy.
W Chinach i na Tajwanie badminton jest bardzo popularny; jest tu więcej boisk do badmintona niż do piłki nożnej czy siatkówki. W badmintona grywają dzieci, ale i staruszkowie w parkach, a profesjonalne boiska służą przede wszystkim tym, którzy nie tak ot sobie packają lotkę, tylko tym, którzy naprawdę się znają. No i mnie, ale to tylko przypadek.
Dodatkowo, ponieważ Kunming jest położony w całkiem wysokich górach (prawie 2000 m.n.p.m.), jest tu mało tlenu, więc lotka jest szybsza, a zabawa ciekawsza. Stąd przyjeżdżające tu tłumy pół- i całkiem profesjonalnych zawodników, ćwiczących grę w warunkach ekstremalnych. Oczywiście, zazwyczaj przerzynają sromotnie z tutejszymi, bo nieprzyzwyczajeni. A już taki ZB rozkłada dużą część kondycyjnie, bo on po prostu dobiega do wszystkiego, odrzutowiec ma w tyłku czy co, sama już nie wiem... Ale też ćwiczy, grywa regularnie i to nie takie pitu pitu, tylko trzy godziny meczów z rzędu na przykład. Sama perspektywa takiego meczu mocno go cieszy.
Piątkowy wieczór. Dzwoni telefon; ZB odbiera, a za chwilę przychodzi i, ucieszony, woła: Idę dziś na meczyk badmintona!
Ja właśnie czytam pasjonującą książkę, więc odmrukuję pod nosem: dobrze, kochanie i czytam dalej.
ZB patrzy na mnie z wyrzutem, że nie naciskam, by ze mną został i w ogóle, i mówi: no już mnie tak nie powstrzymuj!
Na co mnie się chochlik włącza, zaczynam jęczeć: nie opuszczaj mnie, no jak możesz wyjść w takiej chwili, w ogóle mnie nie kochasz, no zostań!... A jednocześnie wypycham go za drzwi.
Zaśmiał się, pozbierał zabawki i wyszedł. Słyszę odgłos zamykania mnie na trzy spusty. Biorę telefon, żeby przypomnieć bałwanowi, że jestem w mieszkaniu i żeby mnie może jednak nie zamykał, ale zanim zdążyłam wybrać numer, słyszę soczyste !@#$%$#@, a potem wybuch śmiechu i otwarcie zamka, i dopiero wtedy stuptanie na dół...
Jak można być tak roztrzepanym i jednocześnie tak dobrze grać w badmintona??!!
A tu dowód na to, że grywam w badmintona:
*niestety, przewidziałam trafnie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.