Coz o mnie? Mieszkam z dziewczynami z przedszkola w ogromnym mieszkaniu z kilkoma malutkimi sypialniami i ogromnym salonem, w ktorym spedzamy wspolnie czas. Co na to maz? Coz, powiedzialam mu, ze moze tez sie przeniesc do Jinghongu, bo ja w Menghai (miasteczko poltorej godziny drogi od Jinghongu) mieszkac nie moge. Wiesz, moj drugi maz jest tak samo, jak pierwszy, policjantem. Malo tego: dawniej byli najlepszymi przyjaciolmi, to samo biuro, ta sama pozycja, biurko w biurko. Sama nie wiem, jak to sie stalo, ze wpadlam jak z deszczu pod rynne. I wiesz, jakis czas sobie radzilam z tym, ze przychodze do tego samego miejsca, ale juz do innego mezczyzny. Potem jednak zle oczy, zlosliwe przytyki i przykre komentarze doprowadzily mnie do stanu, w ktorym powiedzialam, ze MUSZE sie wyprowadzic. Maz zrozumial. Zwlaszcza, ze kontaktu z corka i tak nie mam od dawna. Wiesz, w Menghai tez pracowalam w przedszkolu, a maz ciagle na dyzurach; poza tym mieszkalismy w jego sluzbowce, kliteczce, wiec po urlopie macierzynskim malenka wyladowala u rodzicow meza, w Simao. Zaopiekowali sie nia naprawde bardzo dobrze, Mala mieszkala u nich na stale, a mysmy przyjezdzali do nich na weekendy. Mala wprawdzie mowi do mnie "mamo", ale nie mam z nia prawdziwego kontaktu. Kiedy skonczyla piec lat i mogla pojsc do zerowki, chcialam ja zabrac do Menghai, zeby juz mieszkala z nami, ale tak tesknila i plakala za dziadkami, ze zdecydowalismy sie ja zostawic i dziadkow. No a potem zaczelo sie zle robic miedzy nami, rozwiodlam sie i nie bylo juz mowy o tym, zeby miec corke przy sobie: mieszkam przeciez w "akademiku", w malutkim pokoju z dziewczynami z pracy... Corka jest na mnie obrazona, nie lubi mnie i nie chce ze mna rozmawiac - ale ja i tak mam lepiej, niz moj ex, do ktorego nawet nie chce mowic per "tato".
No a teraz wyszlam znowu za maz. Co drugi weekend spedzam u meza, co drugi z corka. Pewnie, ze nie lubie takiego zycia, ale w sumie - coz moge zaofiarowac mojej corce? Nie mam wlasnego dachu nad glowa, a jesli kiedykolwiek uda sie mezowi i mnie zamieszkac razem, ani ona, ani on nie byliby pewnie z tej sytuacji zadowoleni. Ciesze sie wiec, ze ona ma kochajacych dziadkow. A ja? Coz... Ja staram sie nie myslec o tym, co bylo i isc naprzod. Bez wzgledu na wszystko.
historia jakich wiele w Chinach i na Tajwanie :/ dziwne to zycie czasami
OdpowiedzUsuń