Dziś były ostatnie zajęcia z wiązania chińskich supełków. Mam dwie lewe ręce. Dzięki wrodzonemu ekhm perfekcjonizmowi tudzież wielkim ambicjom rękodzielniczym.... owacje... tak, właśnie... więcej proszę... a także dzięki nawiązaniu stosunków dyplomatycznych z Koreą Południową i jej jakże utalentowanymi przedstawicielami, udało mi się stworzyć to żółte, które nie ma żadnego celu, poza tym, że można to gdzieś powiesić, a także to różowe, które, jeśli ktoś nie poznaje (a przecież widać wyraźnie!), jest psem (no, głowę ma... a te pętelki to uszka.... i tułowik też ma... i dłuuuugaśny ogonek, za który można go powiesić przy kluczach, i w ogóle!).
Zdobyłam zaliczenie i tylko to się liczy :)
no powiem, że mnie pobiłaś w supełkowaniu! (tak to był komplement :P)
OdpowiedzUsuń