2025-05-25

Zgiełk czasu

Jedną z niewątpliwych korzyści faktu, że rzadko mam dostęp do literatury po polsku w wersji papierowej jest to, że czytam nie tylko książki, które sama wybieram, ale również te, które "się trafią". Jedną z nich jest moja pierwsza (ale być może nie ostatnia) książka Juliana Barnesa, opowiadająca o losach Szostakowicza - jednego z najwybitnieszych kompozytorów wszech czasów, a przy okazji będąca swoistym studium losów artysty w komunistycznym reżimie. Gdybym najpierw przeczytała polskie recenzje, pewnie nigdy bym po nią nie sięgnęła. Głosy generalnie bardzo krytyczne, bo pitu pitu Anglika, który nigdy nie miał okazji zobaczyć systemu od środka, więc co on niby może wiedzieć. Otóż drodzy państwo, sporo może wiedzieć. Siedzenie w środku czegoś nie zawsze zapewnia najwłaściwszą perspektywę (zawsze przypomina mi się dowcip o owsikach); każdemu z nas mogłaby się przydać umiejętność wyjrzenia poza własny grajdołek. Niektóre sprawy widać tylko z odległości. 
Zmiana perspektywy przysłużyła się i mnie. Będąc młodą lekarką pewnie inaczej oceniałabym wybory życiowe Dymitra; po wielu latach mieszkania właśnie w Chinach być może odrobinę lepiej go rozumiem? Może jestem cokolwiek bardziej wyrozumiała? No i sama proza Barnesa - och, jak ten człowiek potrafi wejść komuś w głowę! Delicje! 
Odparł, że ojciec był "zupełnie zwyczajnym człowiekiem". Nie powiedział tego protekcjonalnie: to godna pozazdroszczenia umiejętność = być człowiekiem zwyczajnym i budzić się co rano z uśmiechem na ustach. 
Był to powolny i bolesny proces - odkrywanie, że teoria miłości nie przystaje do realiów życia. To tak, jakby ktoś oczekiwał, że będzie w stanie napisać symfonię, bo kiedyś przeczytał podręcznik komponowania. 
Byli też tacy, którzy rozumieli nieco więcej, którzy cię wspierali, ale jednocześnie byli tobą rozczarowani. Którzy nie byli w stanie pojąć jednego prostego faktu: że w Związku Radzieckim nie da się mówić prawdy i żyć. Którzy wyobrażali sobie, że wiedzą, jak działa władza, i chcieli, żebyś z nią walczył, tak jak w ich przekonaniu oni walczyliby na twoim miejscu. Innymi słowy, chcieli twojej krwi. Chcieli męczenników, by udowodnić podłość reżimu. Ale tym męczennikiem miałeś być ty, nie oni. [...] Chcieli, żeby artysta był gladiatorem, niech publicznie walczy z dzikimi bestiami, niech jego krew barwi piach. 
Ale mógłby pan po prostu tworzyć, tak? Tak, mógłbym tworzyć muzykę, której nikt by nie grał ani grać nie mógł. Tyle tylko, że muzyka jest po to, by jej słuchano - w czasach, w których powstaje. Muzyka nie jest jak chińskie jajo: nie staje się lepsza od tego, że leży latami w ziemi. [...] Tak, może muzyka jest nieśmiertelna, ale kompozytorzy niestety nie są. Łatwo ich uciszyć, a jeszcze łatwiej zabić. 
Duszę można zniszczyć na trzy sposoby: tym, co inni robią tobie; tym, co pod naciskiem innych robisz sobie sam i tym, co robisz sobie sam z własnej woli. Każdy z tych sposobów jest skuteczny. 

Sprawiłam sobie tą lekturą ogromną przyjemność i to nie tylko dlatego, że w młodości parałam się muzykologią i biografie muzyków były moim chlebem codziennym. 
No a wartością dodaną jest fakt, że od paru dni w kółko słucham "Shosty'ego".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.