Po wypoczynku u Tiny nie chciało nam się dłużej siedzieć na kawie. Niestety, wszechobecny pył i hałas uczyniły to miejsce mało sympatycznym. Zostawiliśmy więc tylko bagaże i ruszyliśmy do rzeki. Ta część trasy jest bardzo ucywilizowana - drabiny, łańcuchy, kosze na śmieci, sklepiki z wodą. Można nawet wynająć lektykę, jeśli się komuś nie chce męczyć nóżek. Umarłabym chyba ze strachu, gdyby mnie ktoś znosił w lektyce... Niestety, bilet wstępu nie obejmuje już tych wszystkich atrakcji, a to oznacza, że przy każdym straganie zostaniemy naciągnięci na kolejnych kilkanaście yuanów. Dopiero później dowiedziałam się, dlaczego. Otóż tę ścieżkę utrzymują w jakim-takim stanie okoliczni wieśniacy. To oni tu sprzątają po hordach turystów, dbają o to, żeby dróżka była przechodnia i tak dalej. Robią to na własny koszt. Za to właśnie trzeba zapłacić.
Wspomniałam o hordach turystów. Tak, te autokary wypchane po brzegi turystami podjeżdżają właśnie tutaj i tutaj robią szybką wycieczkę do tygrysiego głazu. Dlatego tutaj już często napotykaliśmy ludzi, ku mojemu wielkiemu żalowi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.