Czyli Ali i Nino Kurbana Saida (oczywiście to jego pseudonim literacki; nie mógłby wydawać pod własnym nazwiskiem). Ali to chłopiec z muzułmańskiej arystokratycznej rodziny, Nino to gruzińska księżniczka, chrześcijanka. Oboje mieszkają w Baku, w którym Zachód miesza się ze Wschodem, a księżniczka chodzi z siostrą Alego do klasy. Po wielu perypetiach pobieraja się oni i... No właśnie. To, co w książce najważniejsze, to podkreślenie, jak trudno się dogadać ludziom z różnych kultur. Dopóki są w Baku, wszystko jest ok, bo ludzie tam są przyzwyczajeni do reprezentantów różnych kultur. Ormianie, Persowie i Gruzini nauczyli się żyć w przyjaźni pod ciężką ręką Rosjan. Miłość jest trudna, ale możliwa. Co jednak dzieje się z księżniczką, gdy wyjeżdżają do ortodoksyjnej Persji, w której kobiety paradują li i jedynie w czadorach, a mieszkają w haremach i widują tylko inne kobiety i eunuchów? Co się dzieje z Alim, gdy trafia na przyjęcie dla europejskich dyplomatów? Jedynym wyjściem jest mieszkanie w Baku. Problem w tym, że przewałki wojenne z poczatku XX w. nie pozwalają im żyć w spokoju w jednym miejscu...
Nie, nie kończy się happyendem. Ale to nie dlatego książka jest wspaniała. Wspaniała jest, bo jest w niej klimat zrozumienia i współczucia dla tych trudnych związków, w których miłość nie wystarcza, w których wypracowany z trudem kompromis może runąć w jednej chwili, gdy okaże się, że dziedzictwo i krew zwycieżą rozsądek...
*** Wszyscy pewnie wiedzą, jak trudna była dla mnie ta lektura. Idę myśleć...
Głask!
OdpowiedzUsuńNie myśl za dużo. To szkodzi ;)
Tak, myslenie szkodzi! Patrz na mnie!!
OdpowiedzUsuńO proszę, ależ nam się wpisy zgrały :)
OdpowiedzUsuńno, ten mój to już taki dość zwietrzały ;)
Usuń