Zawsze w piąty dzień piątego miesiąca księżycowego. Zawsze zajadamy się dzongdzami 粽子. Zawsze pijemy alkohol. Zawsze są wyścigi smoczych łodzi. Ale o co w ogóle chodzi?
Legend jest oczywiście tyle, ile ludzie są w stanie wymyślić. Ale Chińczycy najbardziej lubią tę o Qu Yuanie 屈原. Kto zacz? Ważna persona, minister, doradca króla. Tak, to jeszcze przed cesarstwem było, kiedy to roztomajte chińskie królestwa żarły się ze sobą. Qu Yuan uważał, że te słabsze powinny zawiązać koalicję przeciw Qinom, ale jego własny król nie był wystarczająco inteligentny i przewidujćcy, żeby Qu Yuana posłuchać. Co więcej, za namową smoczych języków wygnał biednego ministra. Pędził więc, biedak, nędzny żywot, pisząc wiersze sławiące umiłowaną ojczyznę i bratając się z ludem (stworzył piękną antologię pieśni i opowieści ludowych Pieśni z Chu 楚辭), aż pewnego dnia doszły go słuchy, że jego ojczyzna faktycznie została podbita. Spełniły się najgorsze przewidywania. Szlachetny, nie zagrał na nosie królowi: a nie mówiłem? Ale i głupi, niestety. Zamiast coś konstruktywnego uczynić, napisał Lament Ying 哀郢 i, zrozpaczony, poszedł się utopić w pobliskiej rzece.
Choć własny król go odrzucił, kochali go prości ludzie. Dlatego, nie mogąc znaleźć jego ciała, próbowali je wyławiać - ponoć stąd tradycja wyścigów smoczych łodzi 龍舟. Aby zaś Jiaolong, smok-król rzek nie pożarł ciała Qu Yuana, wrzucali pokarm - owe dzongdze moje ulubione - do rzeki, by zaspokoić smoczy apetyt.
Dzongdze jadałam nałogowo na Tajwanie, gdzie również nauczyłam się je robić. Typów tej przekąski jest tyle, ilu ludzi je robi, bo to tak jak z pierogami - każdy robi inaczej i co innego do środka wkłada. Z czego się składa dzongdzy 粽子? Z liścia - tradycyjnie jest to bambus, ale z powodzeniem można go zastąpić innym, od bananowych po lotosowe. Ja w Polsce, tęskniąc za tamtym smakiem, spróbowałam z kapustą... Oczywiście, Tajwańczycy by mnie pewnie zlinczowali, ale tradycja gołąbkowa połączona z chińską kuchnią naprawdę robi wrażenie. Po drugie jest nam potrzebny ryż kleisty. Po trzecie... No właśnie. Po trzecie jest nadzienie. A dzongdze mogą być i słodkie, i słone, i ostre, i mięsne, i wegetariańskie, i jakie sobie wymarzysz. Ja najbardziej lubię takie z fasolką azuki i wołowiną, jeśli mam być szczera, ale naprawdę można do środka włożyć wszystko. Grzyby, krewetki, fistaszki, cokolwiek! Tylko nie za dużo - podstawą jest jednak ryż.
Jeśli mamy pod ręką liście, które da się zawinąć w trójkąt 3D, to właśnie to jest tradycyjny kształt. Jeśli się nie da - odpuszczamy. W garść podgotowanego (powinien być jeszcze twardawy) ryżu wtykamy nasze przysmaki pamiętając, że mięso najlepiej pokroić w paski i podsmażyć przed wetknięciem, a grzyby mun trzeba wcześniej podgotować. Zawijamy naszego chińskiego gołąbka i związujemy sznurkiem, żeby się nie otworzył, a potem gotujemy zwyczajnie bądź na parze tak długo, aż zacznie pachnieć...
Legend jest oczywiście tyle, ile ludzie są w stanie wymyślić. Ale Chińczycy najbardziej lubią tę o Qu Yuanie 屈原. Kto zacz? Ważna persona, minister, doradca króla. Tak, to jeszcze przed cesarstwem było, kiedy to roztomajte chińskie królestwa żarły się ze sobą. Qu Yuan uważał, że te słabsze powinny zawiązać koalicję przeciw Qinom, ale jego własny król nie był wystarczająco inteligentny i przewidujćcy, żeby Qu Yuana posłuchać. Co więcej, za namową smoczych języków wygnał biednego ministra. Pędził więc, biedak, nędzny żywot, pisząc wiersze sławiące umiłowaną ojczyznę i bratając się z ludem (stworzył piękną antologię pieśni i opowieści ludowych Pieśni z Chu 楚辭), aż pewnego dnia doszły go słuchy, że jego ojczyzna faktycznie została podbita. Spełniły się najgorsze przewidywania. Szlachetny, nie zagrał na nosie królowi: a nie mówiłem? Ale i głupi, niestety. Zamiast coś konstruktywnego uczynić, napisał Lament Ying 哀郢 i, zrozpaczony, poszedł się utopić w pobliskiej rzece.
Choć własny król go odrzucił, kochali go prości ludzie. Dlatego, nie mogąc znaleźć jego ciała, próbowali je wyławiać - ponoć stąd tradycja wyścigów smoczych łodzi 龍舟. Aby zaś Jiaolong, smok-król rzek nie pożarł ciała Qu Yuana, wrzucali pokarm - owe dzongdze moje ulubione - do rzeki, by zaspokoić smoczy apetyt.
Dzongdze jadałam nałogowo na Tajwanie, gdzie również nauczyłam się je robić. Typów tej przekąski jest tyle, ilu ludzi je robi, bo to tak jak z pierogami - każdy robi inaczej i co innego do środka wkłada. Z czego się składa dzongdzy 粽子? Z liścia - tradycyjnie jest to bambus, ale z powodzeniem można go zastąpić innym, od bananowych po lotosowe. Ja w Polsce, tęskniąc za tamtym smakiem, spróbowałam z kapustą... Oczywiście, Tajwańczycy by mnie pewnie zlinczowali, ale tradycja gołąbkowa połączona z chińską kuchnią naprawdę robi wrażenie. Po drugie jest nam potrzebny ryż kleisty. Po trzecie... No właśnie. Po trzecie jest nadzienie. A dzongdze mogą być i słodkie, i słone, i ostre, i mięsne, i wegetariańskie, i jakie sobie wymarzysz. Ja najbardziej lubię takie z fasolką azuki i wołowiną, jeśli mam być szczera, ale naprawdę można do środka włożyć wszystko. Grzyby, krewetki, fistaszki, cokolwiek! Tylko nie za dużo - podstawą jest jednak ryż.
Jeśli mamy pod ręką liście, które da się zawinąć w trójkąt 3D, to właśnie to jest tradycyjny kształt. Jeśli się nie da - odpuszczamy. W garść podgotowanego (powinien być jeszcze twardawy) ryżu wtykamy nasze przysmaki pamiętając, że mięso najlepiej pokroić w paski i podsmażyć przed wetknięciem, a grzyby mun trzeba wcześniej podgotować. Zawijamy naszego chińskiego gołąbka i związujemy sznurkiem, żeby się nie otworzył, a potem gotujemy zwyczajnie bądź na parze tak długo, aż zacznie pachnieć...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.