Czy zdarza się Wam czasami, że poznajecie jakieś słówko w języku obcym i straszliwie brakuje go Wam w ojczystym?
Ja, choć uwielbiam polski pasjami, mam też swoje ulubione słówka w innych językach, od japońskiego
komorebi poczynając, przez szwedzką
fikę aż po w sumie swojski już weekend.
Mam też oczywiście ulubione słowa chińskie. Zazwyczaj je spolszczam - stąd baodzarnia* zamiast "sklepu sprzedającego nadziewane bułeczki na parze" albo słejbienowo** zamiast "postąp zgodnie z Twoimi własnymi przekonaniami i wygodą". Jest też, oczywiście, yunnańska wersja
łakomczucha, czy bardzo obrazowe chińskie
pomyje.
Dziś jednak o czymś innym: o yunnańskich lokalnych patriotach.
Yunnańczycy sami na siebie mówią 家鄉寶 jiāxiāngbǎo. Oznacza to lokalnego patriotę, ale ja pozwolę sobie najpierw rozbić słowo na części. Jia to dom w sensie rodzina, xiang to wieś, a bao to drogocenny klejnot. Jiaxiang 家鄉 to "rodzinna wieś" - czyli miejsce, z którego pochodzisz. Widzimy tu wyraźną różnicę między jiaxiang a angielskim hometown, gdzie nie ma wsi, a jest miasto. W języku chińskim istnieje tylko zbitka ze wsią, co dużo mówi o samej historii kraju.
Mamy więc klejnot rodzinnej wsi, ale to nam nadal niewiele mówi. Może łatwiej - wieś rodzinna jest dla nas jak klejnot. W ten sposób łatwiej zrozumieć, że Yunnańczycy kochają miejsce swego pochodzenia nad życie. Obojętnie, dokąd ich los rzuci - Yunnan będzie dla nich zawsze najpiękniejszy. Oczywiście - tak ma większość z nas, ale u Yunnańczyków jest "cechą narodową". Znacie te wszystkie historie amerykańskich czy australijskich chinatown, w których ludzie wypracowują całe fortuny? Na palcach jednej ręki można pewnie policzyć takich Yunnańczyków. Wyjeżdżają Chińczycy z
Północnego Wschodu, wyjeżdżają Kantończycy, wyjeżdża biedota z Gansu czy Hubei. Yunnańczycy zostają.
Tak, tak. Są wyjątki. Ale - uwierzcie - Yunnańczycy po prostu nie uważają, by musieli iść odkrywać dalekie lądy, skoro wszystko, co najlepsze, jest na miejscu!
Są dumni z kuchni. Fakt, pyszna.
Są dumni z klimatu. Fakt, przyjazny.
Są dumni z różnorodności fauny i flory. Fakt - obie są zadziwiająco obfite.
Są dumni z lekarstw. Fakt - niektóre są sławne na całym świecie.
Są dumni z uczciwych i serdecznych ludzi. Fakt - rzadko się w Chinach spotyka aż tak miłych i otwartych ludzi.
Są dumni ze sławnych Yunnańczyków - od
Zheng He poczynając, przez
Nie Era aż do
Yang Liping - każda epoka ma swojego słynnego Yunnańczyka.
Yunnańczycy są "klejnotami rodzinnej wsi" i są z tego dumni. Nie-Yunnańczycy też ich tak nazywają, ale nie ma w tym dumy. Przede wszystkim mają ich za "żaby siedzące na dnie studni", które świata nie znają, a się chwalą. Poza tym Inni uważają, że yunnańskie wspaniałości - różne regionalne specjały i produkty - na wieki pozostają lokalne, bo kto by to chciał kupować? Tak jest na przykład z yunnańską szynką czy z
yunnańskim kozim serem. Dla tzw. reszty Chin te produkty mogłyby nie istnieć, albo istnieć tylko jako ciekawostka kulinarna.
Jeśli ktoś nie rozumie Yunnanu, widzi go jako kraniec świata, gdzie psy nie mordami szczekają, gdzie bieda, brak rozwoju. Myślą, że jak Yunnańczyk się wyrwie z Yunnanu, to jest to największe szczęście na ziemi. A Yunnańczyk wyjeżdża za ryżem do Kantonu, zarabia krocie, a przy pierwszej sposobności - wraca do Yunnanu***. A skoro wiedzą, że będą tęsknić, że będą marzyć o powrocie - to po co w ogóle wyjeżdżać?
Gdzie indziej nie będzie smażonych w głębokim tłuszczu ziemniaczków na każdym rogu, nie będzie
cukierków dzyń-dzyń, nie będzie
misienów, nie będzie wspomnień. Yunnańczycy po prostu nie chcą opuszczać Yunnanu, nawet na minutę.
I potem mówią: "Nie wierzyłam, że jestem jiaxiangbao, dopiero, gdy wyjechałam, zrozumiałam, że Yunnan naprawdę jest świetny. Tutejsi ludzie nie dają się wkręcić w wyścig szczurów, nadal wiedzą, na czym polega grzeczność. Tutejszy klimat jest całkiem wyjątkowy. A chociaż ekonomicznie raczej nie jesteśmy rozwinięci, nasze życie jest bogate. Po prostu - jest dobrze".
Kunmińczycy mówią o sobie, że są "skarbami rodzinnej wsi", pozornie chodzi o to, że bardzo kochają miejsce, z którego pochodzą, jednak gdzieś w środku stwierdzenie to skrywa lekceważenie ludzi z innych stron.
Gdy kunmińczyk wyjedzie, nie odkrywa zalet innych ludzi, a sądzi, że wszystko jest nie tak. Jadąc windą narzeka, że budynek za wysoki, gdy je, uważa, że niedoprawione, gdy szuka jakiegoś miejsca, uważa, że wszystko jest za daleko, a już najbardziej narzeka na pogodę - "jak może być taka beznadziejna?"; jak jest gorąco, jest mu źle, jak zimno - jeszcze gorzej. Konkluzja jest jedna: "a jednak w domu, w Kunmingu jest najlepiej".
Już Hegel, omawiając wpływ geografii na kondycję ludzką, twierdził, że ludzie żyjący w głębi lądu cenią sobie stabilizację i życie w gromadzie, są umiarkowanymi tradycjonalistami, są zadowoleni sami z siebie, ponieważ posiadają wszystko, co im potrzebne do spokojnego życia i rozmnażania. Na przykład w Chinach - Yunnan jest "królestwem zwierząt", "królestwem roślin", zasobnym w naturalne złoża i mało zaludnionym, kulturalnie mocno zapóźnionym. Będący stolicą prowincji Kunming wystarczy na jakimkolwiek polu porównać z resztą prowincji, by wiedzieć, skąd się wziął kunmiński kompleks wyższości.
Jeśli klimat decyduje o osobowości, to osobowość odgrywa główną rolę w kształtowaniu losu.
Yunnańczycy nie lubią opuszczać swojej rodzinnej ziemi, a już kunmińczycy zwłaszcza. Nawet uczeni - jeśli tylko nie objęli gdzieś jakiegoś stanowiska, niechętnie wyjeżdżali. Woleli siedzieć na wsi i dożyć tam kresu dni swoich w radości. Na stu kupców jeden czy dwóch opuszczało rodzinne strony, by jechać na drugi koniec kraju. To pewnie dlatego kunmińskie zwyczaje są takie proste i uczciwe. Z drugiej jednak strony - kunmińczycy mało co widzieli, a ich głowy nie są otwarte.
Wśród kunmińczyków popularna jest historia, jak to cesarz założył się o coś z kunmińczykiem. Przegrany miał oddać drugiemu swój dom. No i cesarz był przegrał sromotnie, a kunmińczyk przeniósł się do ówczesnej stolicy kraju. Dopiero wtedy zrozumiał straszną prawdę: cesarz z pełną premedytacją przegrał! I żałował kunmińczyk okrutnie, że tak się dał cesarzowi wycwanić...
[...] Producenci klimatyzatorów wiedzą, że w Kunmingu nie ma rynku zbytu. Czasem jakiś kunmińczyk żali się w necie, że w Kunmingu tak gorąco, że się nie da wytrzymać. A inni Chińczycy jak to widzą, zżymają się strasznie: 30 stopni, a ty narzekasz? To może przyjedź do Chongqingu? W 40 stopniach to już się chyba upieczesz!
Ponoć średnia temperatura chińska w lecie to około 22 stopnie. W Kunmingu w skali roku średnia temperatura to około 15 stopni, a latem faktycznie nie przekracza dwudziestu paru stopni. [...] W dodatku od czerwca do sierpnia trwa pora deszczowa, 80% deszczu spada w Yunnanie właśnie w tym czasie. A więc jest Kunming wspaniałym miejscem na ucieczkę od wszechobecnego upału. Niczym dziwnym jest więc duma z własnego klimatu. I tak dziewięciu na dziesięciu wyjeżdżających kunmińczyków szybko wraca na stare śmieci.
Tyle, że te "skarby rodzinnej wioski" to nie tylko niechęć do wyjeżdżania, ale też niechęć do przyjezdnych, która skutkuje niezwykle zamkniętymi ludźmi i kulturą.
Pełną piersią wykrzykują, że jeśli coś jest kunmińskie, to znaczy, że jest dobre. Oczywiście to jest zrozumiałe, ale oni jednocześnie odrzucają wszystko, co przychodzi z zewnątrz - rzeczy, zwyczaje i ludzi. Kunmińczycy nazywają przyjezdnych "laobiao" 老表**** albo wielkim kartoflem 大洋芋*****, co oznacza, że widzą w nich nieokrzesanych prostaków czy wręcz śmieci - w porównaniu ze wspaniałymi kunmińczykami. Niektórzy narzekają, że wspaniały klimat nie przywiał do miasta bogatych, a tylko bandę "kartofli"...
W yunnańskiej telewizji można obejrzeć programy w lokalnym dialekcie, pełne wyśmiewania się z nietutejszych. Jeśli dubbinguje się jakiś czarny charakter, to wiadomo, że wykorzysta się dialekt innych stron, który w uszach kunmińczyków brzmi szpetnie. Najbardziej charakterystyczną cechą kunmińczyków jest niechęć do parcia naprzód[..].
O, choć wpis blogowy jest niepodpisany, pisać do musiał jakiś dongbejczyk ;)
A tak serio - kunmińczycy SĄ przekonani o tym, że ich miejsce jest najlepsze na świecie. Z moich doświadczeń wynika jednak, że to, czego nie lubią w przyjezdnych to nie ich zwyczaje czy mowa, a to, że chcą oni te zwyczaje i mowę narzucić, choć przecież - są przyjezdni. Narzekają na yunnańskie jedzenie, yunnański dialekt, yunnański tryb życia, yunnańską pogodę... Cóż. Zamiast narzekać - niech spadają. A w Yunnanie mogą zostać ci, którym się te wszystkie rzeczy podobają, prawda?
Nigdy nie byłam lokalną patriotką. Urodziłam się na Śląsku, ale nie jestem Ślązaczką i nigdy Śląska nie pokochałam. Lata całe spędziłam w Krakowie, ale od zmiany w krakusa strzegłam się pilnie. Z ręką na sercu mogę jednak stwierdzić, że jestem yunnańskim "skarbem rodzinnej wsi" - yunnańską lokalną patriotką i że dumę i miłość do Kunmingu mam wpisane w serce już na zawsze.
*包子 baozi - nadziewane bułeczki na parze
**随便 suibian [czyt. słejbien] - jak Ci wygodnie, obojętnie, niech będzie po Twojemu, zgadzam się na wszystko itd.
***przypadek ZB ;)
****dosłownie "stary kuzyn", ale w kunmińskim dialekcie oznacza osobę o odmiennym akcencie/wyglądzie, wyraźnie "nie stąd".
*****odpowiednik naszego "buraka", ale mniej obraźliwy.