Strony

2016-01-31

Podróż na wschód Azyi VIII

Sapieha wrócił do Chin, tym razem zwiedza Północ.

Oszustwo i złodziejstwo Chińczyków przechodzą rzeczywiście wszelkie granice przyzwoitości! Opędzić się formalnie nie można od czyhających, jak szakale, na gratkę złodziei; pieniędzy wprost nie kradną, można na stole wszystko zostawić; ale przy każdej bułce, każdym kawałku chleba,
każdej świecy, którą się spala, wszyscy koło gościa wiszący słudzy i boye ciągną swe zyski, co squisem tu zowią, a ciągną zyski te z niepojętą doprawdy bezczelnością. [teraz turyści płacą takie samo frycowe, ale w dodatku niczego na stole zostawić nie można :D]
*
Jednomyślnie, wszyscy tu rezydujący odmawiają np. Chińczykom wszelkich własności charakteru, któreby pod miano c n o t y dały się podsumować! Ks. Favier tak się wyraża o nich: alfą i omegą każdej myśli, słowa i uczynku Chińczyka jest: egoizm i bezgraniczna pycha. Jeżeli Chińczyk okazuje rzekomo przywiązanie do swych dzieci lub rodziców, to powodem li tylko egoizm, boć i on kiedyś będzie starym, będzie pomocy dzieci potrzebował, więc kaptuje zawczasu dzieci. Przytem będąc niesłychanie zabobonnym, boi się, by złe obchodzenie się z ojcem lub matką nieszczęścia na dom jego nie sprowadziło.
Okrucieństwo Chińczyka przechodzi wszelkie wyobrażenie. W czasie egzekucyi setki tysięcy ludu przychodzi paść oczy mękami egzekwowanego! [Ach, ci źli Chińczycy! No i egzekucje - w Europie, broń Boże, cywilizowani ludzie nie chodzili na rynek, żeby oglądać palenie i wieszanie, a skąd!]
*
Favier nigdy inaczej o Chinach się nie wyraża, jak, że to »królestwo szatana«. Istotnie zdaje się, że ma racyę; studyując historyę, rzeczywiście przychodzi się do przekonania, że nigdzie tak powolnych katolicyzm nie czynił postępów, jak właśnie w Chinach; ilekroć się zaś wzmógł, tyle razy całe piekło jakby wypadało na ziemię, i burzyło, paliło i bezcześciło sługi Chrystusowe. Wielkiej zaiste łaski Bożej, wielkiego zaparcia się siebie, jakiejże cierpliwości potrzeba, by w takim kraju żyć jako misyonarz, bez żadnych wygód, ba, często całe miesiące i lata wśród brudu i smrodu chińskiego chłopa, tylko o chińskiej strawie. [Nie bardzo wierzę, by smród chińskiego chłopa był gorszy niż smród polskiego. A już jeśli chodzi o strawę - zdecydowanie przedkładam chińskie potrawy biedoty nad biedny polski groch z kapustą. Inna rzecz, że w Chinach Północnych było pod tym względem oczywiście gorzej niż na moim ukochanym południu :)]
*
Na przeciwległych wzgórzach pomiędzy drzewami po chwili widnieje już letni pałac. Droga nasza ciągle do niego nas zbliża. Płakać się istotnie chce. Raz, że to takie wszystko poniszczone, powtóre, że go widzieć nie można. Pagody, wieże, zdala wśród zieloności ogrodów cesarskich widoczne, pojedyńcze pawilony rozrzucone tu i ówdzie po wzgórzach. Przejeżdżamy koło głównego wejścia: rozległe szopy, potężne kloce drzewa częścią z Ameryki, częścią z południa Chin sprowadzonego, setki robotników, robota gorączkowa: pałac letni restaurują. Przed głównem wejściem owe przepyszne dwa lwy bronzowe, z liczby niewielu pozostałości po tej wspaniałej rezydencyi, zniszczonej najprzód przez Anglików i Francuzów w 1860 r. — doniszczonej przez Globtrotterów, którzy łamali, psuli co było można, by »zabrać pamiątki« — dalej przez pospólstwo chińskie, bezpośrednio po opuszczeniu pałacu przez wojska  sprzymierzonych — wreszcie przez rozmaitych wiernych poddanych Jego cesarskiej chińskiej Mości, którzy zabudowań pałacu używali za kamieniołomy. Dziś pałac dla Chińczyków i białych zarówno zamknięty; mowy nawet być nie może o zwiedzeniu go.[dziś Pałac Letni można zwiedzać - ponoć jest to piękny park. A choć budowle nieautentyczne, i tak robi wrażenie. O skradzionych i wywiezionych dobrach starają się Chińczycy nie pamiętać.]
*
[...] patrząc pewnie już po raz ostatni na Pekin — mimowoli żal mi się zrobiło za nim, za wszystkiem co się z nim kończyło; jednej tylko części Pekinu najmniej żałowałem, to rezydencyi dyplomatów europejskich. Chciałem poświęcić krótką notatkę t. zw. ciału dyplomatycznemu w Pekinie — koniec końców nie warto; wszystko to, z dwoma może wyjątkami, tak podrzędne umysłowo figury... I nie może być inaczej. Wielki błąd popełniają niektóre rządy, zostawiając swoich reprezentantów długiemi latami lub przez całe życie w Chinach. Zgubne to pociąga za sobą skutki; skwaśnienie, stetryczenie, znudzenie bezgraniczne — bo też ciasno tu i nudno okropnie po dłuższym pobycie. [pozostawię bez komentarza opis dyplomatów w Pekinie :D]
*
Nader ciekawe byłoby studyum porównawcze o pojęciu, jakie pojedyncze indywidua, pojedyncze człony ludzkości mają o uczciwości. W każdym razie panuje w tej mierze najkolosalniejsza rozmaitość. To co w oczach Żyda lub Chińczyka jest uczciwem, przynajmniej względnie uczciwem, to w oczach przeciętnego chrześcijanina jest wprost złodziejstwem. A jednak jest pojęcie ogólne, kardynalne uczciwości, tak jak jest ogólne, kardynalne pojęcie czystości. Tylko, podobnie jak pojedyńcze rasy, według własnej wygody lub stopnia lenistwa, regulują pojęcie czystości, i jedne uważają dobrze wymydlone i wymyte czystą wodą ręce, twarz i nogi za czystość ciała, a drugie widzą tęż czystość w namazaniu nieumytych policzków czerwonym pudrem a szyi białym, i pomazaniu również czerwoną farbą paznogci lub dłoni — podobnie stopniują i zastosowują pojedyncze rasy uczciwość. Chińczyk, swoje wyobrażenie o uczciwości miaruje według tego, czy ma do czynienia z Chińczykiem czy z białym, i czy biały mniej lub więcej dokładnie się rachuje lub nie.[szkoda, że Sapieha nigdy nie widział, jak zakopiańscy górale, wspaniali chrześcijanie, traktują chińskich turystów...]

Niewiele dobrego, poza opisem rozmaitych pięknych krajobrazów, miał do powiedzenia Sapieha o Chinach i o tym, jaki mają one wpływ na białego człowieka. Ciekawam straszliwie, co powiedziałby dzisiaj... 

2016-01-30

stołówka

Wiecie, że uwielbiam gotować. Żarcie często pojawia się na moim blogu; dobrze, że większość z Was nie używa wechata, bo tam wrzucam fotki pyszności jeszcze ze trzy razy częściej...
A jednak przychodzą i takie dni, że palcem mi się ruszyć nie chce, a wizja choćby piętnastu minut w kuchni napawa mnie obrzydzeniem. W takie dni dziękuję wszystkim arhatom za to, że tuż pod domem znajduje się stołówka zakładowa Muzycznego Teatru.
Stołówka jest nieduża, zwłaszcza w porównaniu z uniwersyteckimi. W końcu ma do obsłużenia ledwo setkę czy dwie ludzi, a nie tysiące wygłodniałych studentów. A jednak jest tu zawsze ze dwadzieścia dań w niewysokich cenach do wyboru. Powiedziałam "zawsze"? Zawsze w porach karmienia, czyli w porze lunchu (11.00-12.30) i kolacji (17.00-18.30). Oczywiście im wcześniej się przyjdzie, tym wybór jest większy. Oto typowy lunch, jaki kupuję dla ZB i dla mnie:
Na dno miski pakuję ryż; mniej więcej dwa woreczki za dwa yuany. U góry warzywa (półtora yuana za chochelkę) i mięso (trzy do pięciu yuanów za chochelkę). Kupuję zazwyczaj od trzech do pięciu potraw; mieszczę się w 10-15 yuanach. Ta ilość starcza na lunch dla naszej dwójki, a resztki wystarczą dla mnie dla kolację.
Wielka tajemnica mojego małżeństwa: bardzo, bardzo często, jeśli jemy tylko we dwójkę, po przyniesieniu takiej michy do domu już jej nawet nie porcjuję; jemy z ZB z jednej miski, ku przerażeniu i zdegustowaniu co poniektórych... Cóż. W te dni, w które nie chce mi się nawet gotować trudno wymagać, żeby chciało mi się zmywać o tę jedną miskę więcej ;)
A Wy? Żywiliście się kiedyś na stołówkach?

2016-01-29

mewy znad Szmaragdowozielonego Jeziora

Straszliwe niedopatrzenie! Za chwilę już Święto Wiosny (bo taka jest właściwa nazwa Chińskiego Nowego Roku), a na blogu żadnych zdjęć naszych zimowych mew! Za niedopatrzenie serdecznie przepraszam i nadrabiam z nawiązką. Zdjęć jest obrzydliwie dużo. I choć nie wyszły tak poetycznie jak w zeszłym roku, myślę, że przynajmniej niektóre są urocze. Mnie zachwyciły zwłaszcza łapki mewy widoczne pod wodą i mewy stojące rządkiem. A Wam które się spodobały?

2016-01-28

azalie i kamelie

Wiem, że nie powinnam Was irytować, ale właśnie tak ostatnio wygląda mój balkon :)



2016-01-27

dwa razy bo

Nie mówię o polskim zamienniku "ponieważ". Mówię o dwóch chińskich wyrazach wymawianych bō: 撥 i 波. Zacznę od tego drugiego, bo bliższy sercu. Wchodzi bowiem w skład chińskiej nazwy naszego państwa: 波蘭 Bolan czyli Polska. Przede wszystkim jednak jest falą, zarówno tą morską, jak i elektromagnetyczną.
Drugie bo ma około miliona znaczeń, m.in. - zadzwonić do kogoś, odsunąć kogoś, brzdąknąć (np. na gitarze), podsycać ogień... Nas jednak interesuje nie czasownikowo, a klasyfikatorowo. Wówczas oznacza grupę - np. grupę ludzi.
Te dwa słowa będą mi dziś potrzebne do sprzedania Wam anegdotki. Otóż mój domolubny mąż dał się w końcu zaprosić parze przyjaciół na kolację. Z żoną został zaproszony! Nie na taką typowo chińską z tuzinem ludzi w knajpie, a na domową, przygotowaną własnoręcznie przez panią domu. Na palcach ręki mogę policzyć sytuacje, gdy zostałam zaproszona przez nie-rodzinę i nie-studentów do domu. W dodatku spotkaliśmy się tylko w piątkę (przyjaciele mają syna) i nikt nie włączył telewizora! Już całkiem mnie podbili, gdy na pożegnanie dostałam książkę (powinna Ci się spodobać, mam nadzieję, że o niej pogadamy, jak skończysz).
Pan domu widział mnie właśnie pierwszy raz w życiu; pani domu mnie już trochę znała. Dla niego fakt, że mogliśmy pogadać o kulturze, religii czy pożartować po chińsku był absolutnie nadzwyczajny. Zaczął mnie chwalić, że jestem prawdziwym specem od chińszczyzny; ja oczywiście zaprotestowałam, a on powiedział, że przecież na pewno wiem, co znaczy sformułowanie 一大撥妹子. Widząc moją konsternację reszta wybuchnęła głośnym śmiechem.
A ja... ja nie zrozumiałam dowcipu.
一 - jeden
大 - wielki
撥 - grupa
妹子 - kolokwialnie - dziewczyny, dziewczyna
Wielka grupa dziewczyn.
Co w tym takiego śmiesznego?
Ano to, że tak samo brzmi zdanie 一大波妹子.
Eeee...
Nadal nie rozumiem. Wielka fala dziewczyn? O co chodzi?
Na śmierć zapomniałam, że w paru chińskich dialektach, m.in. kantońskim i w tajwańskiej wersji mandaryńskiego 波 to nie tylko fala, ale i... kobieca pierś. Zazwyczaj mówi się na nią "boba" 波霸 i oznacza dokładnie "wielki cyc" albo "dziewczyna z wielkim cycem". Wystarczy wpisać to hasło w chińskie wyszukiwarki i zobaczyć zdjęcia...
Czyli nie żadna wielka fala, a "dziewczyna z wielkim cycem". Oczywiście jest to kalamburek, który rozśmieszy raczej kogoś, kto dopatruje się erotycznych przesłanek w każdym usłyszanym słowie, a w dodatku sam żart jest niegramatyczny (brak klasyfikatora; zamienione bo jest przecież piersią, a nie klasyfikatorem), jednak został już usankcjonowany w tylu kiepskich komediach, że dla przeciętnego Chińczyka jest oczywistą oczywistością.
Nie wiedziałam. Nie zdałam testu.
Mam nauczkę na przyszłość: można dyskutować o filozofii, sztuce i religii, ale trzeba znać też kolokwializmy i język żartów. Nie samym Dantem człowiek żyje...
Jedno pocieszenie: każdego dnia uczę się czegoś nowego. Więc nie jest ze mną aż tak źle, prawda?

2016-01-26

tańce z piłeczkami tenisowymi

Uwielbiam moją drogę do pracy. Wiedzie ona koło kampusu Uniwersytetu Yunnańskiego, brzegiem Szmaragdowozielonego Jeziora, a w międzyczasie mijam jeszcze dziedziniec Akademii Wojskowej. Zaledwie półgodzinny spacer, a jaki przyjemny! Cieszą mnie zawsze ludzie. Choć pora dość wczesna, a zimą temperatura dość niemiła, zawsze natknę się na przynajmniej parę grup ćwiczących staruszków. Co ćwiczą? A różnie: taichi, tańce ludowe, tańce z wachlarzami, taniec klasyczny, wielkopędzlową kaligrafię na chodnikach, a także - tańce z piłeczkami tenisowymi.
Chodzi o to, żeby piłeczka nie spadła z rakietki; żeby ruchy były tak płynne, że nawet odwracanie paletki do góry nogami i dziwaczne podskoki kończyły się płynnym ruchem piłeczek na paletce.
Za każdym razem, kiedy widzę te akrobacje, wyobrażam sobie siebie z posiniaczoną od piłeczki twarzą. Cóż. Na emeryturze będę raczej jednak ćwiczyć taichi...

2016-01-25

Yunnańskie desery

Po raz kolejny mam przyjemność uczestniczyć w akcji "W 80 blogów dookoła świata". Tym razem na tapetę wzięliśmy desery z różnych stron świata. Jak wiecie, tematy kulinarne są mi szczególnie bliskie; nie mogłam sobie odmówić przyjemności uporządkowania listy moich ukochanych yunnańskich deserów. Przynajmniej niektóre z nich mogą się Wam wydać zaskakujące. Mam też nadzieję, że zrozumiecie, jak wielkim poświęceniem była dla mnie rezygnacja z czekolady, kukułek i tortów na rzecz takich deserów. I jak wiele samozaparcia i cierpliwości trzeba było, by część z tych deserów przestała mnie straszyć po nocach, a zaczęła mi smakować... Wszystkie te desery to pozycje, które można znaleźć w knajpach albo na specjalnych deserowych straganach; w domach się ich w większości nie przyrządza.
Nie chcąc faworyzować żadnej pozycji, postanowiłam ułożyć przekąski alfabetycznie. Nie obślińcie klawiatury!

Budyń ryżowy 米哺/布
Kunmińska przekąska. Zrobiony z mleka, mąki ryżowej i cukru jest dokładnym odpowiednikiem naszego budyniu: gęsty, lepki, słodki, nadający się do jedzenia łyżeczką. W tutejszej tradycji gotuje się go w kamionkowych garnuszkach, do których mniej przywiera.

Chrupiące jaskółcze gniazda 燕窩酥
Czyli przekąska będąca czymś między naszymi faworkami, a ciastem francuskim. Więcej pisałam o nich tutaj.

Ciastka księżycowe z szynką 火腿月饼
Czyli ciastka z nadzieniem z piekielnie słonej suszonej szynki wymieszanej z cukrem/miodem. O tym, skąd się ten nietypowy przysmak wziął i czy naprawdę ktoś to w ogóle je, pisałam tutaj. Ciekawostka: choć ciastka księżycowe są tradycyjną przekąską z okazji Święta Środka Jesieni, te tradycyjne, szynkowe, można w Kunmingu kupić cały rok.

Ciba (czyt.cyba) 糍粑
Placuszki utłuczone z ugotowanego wcześniej na parze kleistego ryżu; wkład mniejszości etnicznych w yunnańską kulturę. Ja się z nimi zetknęłam po raz pierwszy podczas obchodów Nowego Roku ludu Hani. O obchodach i placuszkach możecie więcej poczytać tutaj.

Cukierki dzyń dzyń 丁丁糖
Twarde jak skała cukierki maltozowo-sezamowe. Przepyszne! Pisałam o nich więcej tutaj.

Cukierki z mączki sojowej 豆末糖
Ta sama mączka,
w której można obtoczyć tangyuany, może służyć do wyrobu cukierków. Soję najpierw się piecze, a następnie mieli na mąkę. Ta zaś, wymieszana z maltozą i poddana działaniu wysokiej temperatury i wielokrotnemu składaniu, tworzy klejące się do rąk i zębów, lekko mączne, wielowarstwowe cukierki.

Faluda 泡鲁达
Choć pierwotnie pochodzi raczej z okolic Indii, jest też ukochanym deserem yunnańskiego ludu Dai. W każdej dajskiej knajpie znajdziemy mniej lub bardziej skomplikowaną wersję tej przekąski/napitki. Pisałam o niej więcej tutaj.

Grillowane "kawałki przynęty" 烧饵块
Czyli placuszki ryżowe pieczone na grillu, posmarowane sosami i często z nadzieniem w postaci długiego "pączka" youtiao. Więcej pisałam o nich tutaj. A o tym, skąd się wzięła nazwa - tutaj.

Kandyzowana beninkaza szorstka 冬瓜蜜饯
W Polsce kandyzuje się cytrusy, wiśnie, pigwy... i chyba niewiele poza tym, prawda? Przynajmniej ja się nie spotkałam. W Azji zobaczyłam jeszcze kandyzowany imbir. Ale bodaj tylko Yunnańczycy mogli wpaść na pomysł ukandyzowania czegoś, co jest podobne raczej do dyni... Jest to tradycyjna przekąska z Yuxi.

Kisiel lotosowy z ciastem ryżowym 调糕藕粉
Kisiel lotosowy to kisiel ze sproszkowanego kłącza lotosu z małym dodatkiem cukru. Tak się go jada w domach. Kiedy zaś idzie się na deser "na miasto", w knajpie dodaje się doń ugotowane wcześniej na parze ciasto ryżowe, a także rodzynki, cukier różany, sezam i całą gamę innych dodatków. Solidnie wymieszane nie jest już ani tak suche jak ciasto ryżowe, ani tak lejące jak kisiel. Jest idealne. Więcej możecie poczytać o nim tutaj.

Korzeń orchidei 蘭花根
Oczywiście nie chodzi o prawdziwy korzeń, a o ciasteczka, które kształtem skojarzyły się Yunnańczykom z tymi korzeniami. Są to malutkie kawałki ciasta, smażone w głęboki tłuszczu i szczelnie obsypane cukrem.

Kruche baozi 破酥包子
Baozi, czyli nadziewane drożdżowe kluski gotowane na parze, znane są w całych Chinach. Wkładem Yunnańczyków są tzw. kruche baozi, do których ciasto przyrządza się ze smalcem. Dzięki temu robią się wielowarstwowe jak ciasto francuskie; od zwykłych różnią się zarówno smakiem, jak i konsystencją. Do moich ukochanych deserów należą kruche baozi ze słodkim nadzieniem fistaszkowym, sezamowym albo z ziaren perilli.

Kwiatowe ciasteczka 鲜花饼
Różany, jaśminowy czy chryzantemowy farsz w tutejszej wersji francuskiego ciasta - to chyba moje największe kunmińskie zaskoczenie. Zwłaszcza, że nie nauczyli się ich Yunnańczycy robić od Francuzów czy innych obcokrajowców; wpadli na ten pomysł całkiem sami! Więcej pisałam o nich tutaj.

Lwie ciacho 獅子糕
Kolejna przekąska na bazie ryżu i cukru. Przedstawiając je Polakom zazwyczaj mówię, żeby sobie wyobrazili flipsy kukurydziane, będące jednocześnie mordoklejkami. Brzmi ciekawie, prawda? Więcej pisałam o nim tutaj.

Nowoczesne placki 摩登粑粑
Czyli najbliższa drożdżówce rzecz w całych Chinach. Skąd się wzięła i co nasze placki mają wspólnego z Ameryką - to już zupełnie inna historia. Którą zresztą opowiedziałam tutaj.

Placki z Guandu 官渡粑粑
Pszeniczne... hmmm... drożdżówki, tak, to chyba najlepsza nazwa. Nadziewane na słodko: pastą fasolową, pastą sezamową, fistaszkami itp. Więcej o nich i o części Kunmingu, z której pochodzą, pisałam tutaj.

Placki z Xizhou 喜洲粑粑
Czyli kruchutkie placki, opiekane z dwóch stron naraz, a nadziewane na słodko lub słono. Więcej pisałam o nich tutaj.

Powracające ciastka 回饼
Ciastka na bazie drożdży, sody i amoniaku, doprawione solą i pieprzem syczuańskim (!). Pisałam o nich więcej tutaj.

Ryż dmuchany 米花糖
Chyba wszyscy pamiętamy tę przekąskę z dzieciństwa. Tyle, że tutaj często ryż taki nie jest podawany w formie sypkiej, a sklejony w ryżowe kulki przy pomocy karmelu lub maltozy.

Ryż w ananasie 菠萝饭
Czyli przyprawiony na słodko ryż kleisty, ugotowany i podany w wydrążonym ananasie. Dokładny opis wraz z przepisem znajdziecie tutaj.


Ser
W Yunnanie dwa typy sera jada się na słodko: rushan 乳扇 "mleczny wachlarz", czyli dalijski ser podpuszczkowy jest grillowany, a potem smarowany słodkimi dodatkami i podawany na patyku. Pisałam o nim więcej tutaj. Drugim podawanym na słodko serem jest twaróg z jaczego mleka, podgrzewany i obficie posłodzony cukrem, dostępny w każdej porządnej tybetańskiej knajpie.

"Słodka wódka" 甜白酒
Dawniej - produkt uboczny produkcji wódki ryżowej. Obecnie - bardzo popularna przekąska. Jest to podfermentowany ryż (najczęściej kleisty) w formie półpłynnej, razem z ziarenkami, słodki i lekko alkoholowy (1,5-2%). W sklepach można ten deser nabyć w słoikach, ale najlepsze "słodkie wódki" jakie jadłam, pochodziły od wiejskich bimbrowników. Co za rozkosz! Smak podobny do "winka", które Mama robiła dla mnie z drożdży podczas robienia ciasta drożdżowego. Lekko musujące, słodkie...
Słodką wódkę można spożywać na zimno bądź gorąco, samą lub z dodatkami. W Yunnanie popularnym dodatkiem są kluseczki ryżowe tangyuan. Podawana na ciepło słodka wódka jest doskonałym lekarstwem na dolegliwości kobiece.

Tangyuany w mączce sojowej 豆面汤圆
Tangyuany to kluski z mąki z kleistego ryżu i wody, które mogą być albo malutkimi kluseczkami, albo większymi, nadziewanymi na słodko knedelkami. Gotuje się je w gorącej wodzie i już są gotowe. W Kunmingu podaje się je tradycyjnie albo w "słodkiej wódce" albo obtoczone mączką sojową, w sosie na bazie brązowego cukru.

Tofudyń 甜豆花
Przyjaciółka ochrzciła tak tofu o miękkiej konsystencji (tzw. kwiat sojowy), przyrządzone na słodko. Czyli z cukrem, kandyzowanymi owocami, sezamem czy innymi fistaszkami.

Woda papajowa 木瓜水
Czyli napój, który nie tylko nie jest wodą, a raczej galaretką, a w dodatku nie ma nic wspólnego z papają, bo robiony jest ze wzdętki miechunkowej. A o co w tym wszystkim chodzi, pisałam dokładnie tutaj.

Zimny kleik ryżowy 冰稀飯
To przekąska, która pochodzi z Yunnanu, a najpopularniejsza jest w Mengzi, w „województwie” Honghe. Jest to, jak sama nazwa wskazuje, kleik ryżowy, podawany na zimno. Są dwie podstawowe wersje smakowe: słodka i słona, przy czym osobiście uważam, że ta słona to kompletna pomyłka. W wersji słodkiej smak bierze się z czerwonej fasolki azuki, czasem dodane są inne słodkości - prażone fistaszki, sezam, rozpuszczony w wodzie brązowy cukier, kandyzowane owoce itp. Więcej pisałam o tym tutaj.

Zupy mleczne
Chińczycy nie pijają mleka. To jest teoria. W praktyce na przykład w Kunmingu z dawien dawna ulubioną przekąską dzieci i dorosłych były zupy mleczne z rozmaitymi wkładkami. Najpopularniejsze to zupa mleczna z mahua oraz zupa mleczna z erkuajami, obie solidnie posłodzone.

Spojrzałam na ten cokolwiek przydługi wpis i nagle zrozumiałam, dlaczego nigdy mi się nie udało w Yunnanie przejść na dietę...

Poniżej znajdziecie linki do pyszności z innych krajów. Jeśli zaś spodobała Wam się nasza akcja i chcielibyście dołączyć, piszcie na adres: blogi.jezykowe1@gmail.com

FRANCJA: Français mon amour - Francuskie słodkości; Blog o Francji, Francuzach i języku francuskim - Słodki Paris-Brest; Madou en France - Crème brulée bez mleka

GRUZJA: Gruzja okiem nieobiektywnym - Orzechowe desery

HISZPANIA: Hiszpański na luzie - Przepis na pyszny i prosty hiszpański placek: coca de llanda z Walencji

IRLANDIA: W Krainie Deszczowców - Jakimi deserami zajadają się Irlandczycy

KIRGISTAN: Enesaj.pl - Czak-czak, czyli na słodko od Podlasia do Azji Środkowej

NIEMCY: Niemiecki po ludzku - Ulubiony deser; Językowy Precel - Niemieckie desery i ciasta

ROSJA: Blog o tłumaczeniach i języku rosyjskim - Desery najbardziej popularne w Rosji

STANY ZJEDNOCZONE: Specyfika języka - Amerykańskie pączki z dziurką

TANZANIA: Suahili online - Ulubiony tanzański deser

TURCJA: Tur-Tur Blog - Mój ulubiony turecki deser; Turcja okiem nieobiektywnym - Kraina lodów

WIELKA BRYTANIA: Angielska Herbata - Słodka kwintesencja brytyjskiej sztuki kulinarnej

WŁOCHY: Studia, parla, ama - Słodko, coraz słodziej

2016-01-24

na całej połaci

Temperatura waha się między -2 a 1. Zaczęło sypać. Założyliśmy tyle warstw, ile daliśmy radę na sobie unieść i poszliśmy na spacer po kampusie Uniwersytetu Yunnańskiego.
Chciałam Wam przypomnieć, że Kunming nazywają Miastem Wiecznej Wiosny. Co zresztą uwieczniłam pisząc 春城 na masce naszego samochodu. Nie wiem, co bardziej mnie rozczula: śnieg na liściach palmowatych sagowców czy maleńkie, lepione w pośpiechu bałwany... Serce mi pęka, jak widzę obsypane śniegiem kamelie; mam nadzieję, że przeżyją.
Oczywiście w trakcie spaceru zaczęłam podśpiewywać najpiękniejszą polską zimową piosenkę: Na całej połaci śnieg. Idę i śpiewam, a ZB się uważnie przysłuchuje i nagle pyta: a co to jest "śnieg"? Ponieważ pojawia się po każdym wersie, to faktycznie wpada w ucho... Mówię, że śnieg to 雪 xue [czyt. śłe]. A on, zaskoczony: ależ to się prawie tak samo wymawia!
Więc, moi drodzy, jeśli chcecie sobie zaśpiewać piosenkę o śniegu po chińsku, po prostu w miejsce każdego "śnieg" wstawcie "śłe".