Strony

2023-06-10

uczta w Shiping

Jednym z miłych dodatków do maratonu w Shiping, w którego skróconej wersji wzięłyśmy z Tajfuniątkiem udział, była uczta złożona z lokalnych przysmaków, na którą "przyjaciele z dalekich stron" zostali zaproszeni. Pojawiło się ze dwadzieścia dań, których zdecydowaną większością byłam zachwycona. Najważniejszą częścią uczty były oczywiście świeżusieńkie produkty sojowe, produkowane na miejscu - w końcu z nich Shiping słynie. Można było sporo się nauczyć o rodzajach shipińskiego tofu i sposobach jego podania, jednak wybór dań był tak duży, że każdy powinien znaleźć coś dla siebie - i mięsożerca, i weganin, i osoba lubująca się w smakach pikantnych i ta woląca delikatne, i ktoś, kto lubi smażeninę, i ktoś preferujący zdrowsze sposoby przyrządzania jedzenia.
świeżo zrobiona skórka tofu - yuba
świeżo robione miękkie tofu
skórka tofu podana z pikantną maczajką
yunnańskie dziwactwo - grillowane tofu
smażone kwiaty granatu
kurczak z garnka parowego
lokalna wędzonka/suszonka
krokiety w skórce tofu
ryż ośmiu skarbów
sałatka ze skórki tofu posiekanej w paski.

Nie mam kompletu zdjęć, ponieważ większą część uczty spędziłam opowiadając współucztującym o tym cudownym jedzeniu, którego... nie chcieli jeść. 

Przy stoliku siedzieli sami obcokrajowcy. Rosjanka, która na maraton przyjechała specjalnie z Szanghaju i która całym jestestwem dawała otoczeniu odczuć, co sądzi o wiejskim jedzeniu południowego Yunnanu. Trójosobowa kolumbijska rodzina, która mieszka w Yunnanie już prawie trzy lata, ale na wszelki wypadek żywi się w zasadzie wyłącznie jedzeniem przyrządzanym w domu i to przyrządzonym z produktów importowanych, bo "wszyscy wiedzą", że dawka pestycydów i antybiotyków w chińskim jedzeniu jest śmiertelna. Gwoli ścisłości: ja też uważam, że Chińczycy powinni wreszcie zacząć przestrzegać jakichkolwiek norm i też lubię gotować w domu dania, o których sądzę, że są zdrowsze niż te w większości chińskich knajp. Jednak potępianie wszystkiego w czambuł i wsadzanie wszystkiego do jednego worka mi się bardzo nie podoba. Oprócz tego była jeszcze jedna Europejka z synem - przynajmniej oni nie bali się próbować podstawionych potraw, choć daleko im było do zachwytu. Czara goryczy się przelała, gdy na przyniesienie każdego kolejnego dania Rosjanka (która w ogóle nie tykała zaproponowanych potraw, zamiast tego jedząc suszone mango, które sobie przywiozła) zaczęła mówić kelnerce, żeby ta zabrała półmisek z powrotem. Abstrahując od tego, że było to niegrzeczne, skoro nie skonsultowała tej decyzji choćby ze mną - czyli współtowarzyszką biesiady - to było to niekulturalne i bez sensu również na poziomie bardziej ogólnym, Przecież kelnerka wykonywała tylko służbowe polecenie - na każdym stoliku musiał się znaleźć taki sam zestaw potraw. Komu by później miała tłumaczyć, że nie zarekwirowała półmisków na własny użytek, tylko że goście nie chcieli? Oczywiście, nie należy marnować jedzenia - może lepiej byłoby, gdyby uczta została pomyślana jako szwedzki stół? Jednak mówienie kelnerce, która zaiwania jak z motorkiem, żeby sobie wzięła półmisek z powrotem to pomysł... Hmmm... No dobrze. Skończmy ten temat. 

Widząc, że reszta gości żywi się niemal wyłącznie suchym ryżem, zaczęłam opowiadać o kuchni Yunnanu, O tym, dlaczego jest tak różnorodna i smakowita. O yunnańskich dziwactwach, z których pewna część jest kulinarna. O wpływach z innych krajów i innych regionów Chin i jak te wpływy wiążą się ze skomplikowaną historią prowincji. Niektórzy, namówieni przeze mnie, spróbowali najlepszego rosołu, gotowanego w yunnańskim garnku parowym. Niektórzy spróbowali kwiatów granatu. Niektórzy nagle odkryli, jak pyszne są yunnańskie wędliny... A niektórzy wstając po dwóch godzinach od tego stołu, byli tak głodni, że pytali, gdzie najbliższy McDonald. 

Wiem, że mają do tego prawo, że ich strata i tak dalej. Ale po pierwsze - tak bardzo mi to zagrało na lokalnym patriotyzmie, że aż sama się sobie dziwię, a po drugie - cieszę się, że horyzonty kulinarne mojej córki i moje są szersze. Dzięki temu nasze życie jest o wiele smakowitsze! 

No i - można coś lubić, można nie lubić. Ale nawet nie spróbować?...

6 komentarzy:

  1. Holenderskie przysłowie mówi:
    " Czego chłop nie zna, to mu nie smakuje."
    Szkoda tych ludzi, tak sobie świadomie zawężać horyzonty, i co z tego, że tylko (?) kulinarne...
    Z przyjemnością tu bywam, że napiszę czarno na białym.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mnie to dziwi - dlaczego nie skorzystać, chociażby po to, żeby móc sobie wyrobić zdanie na podstawie własnych odczuć?... Dziękuję za miłe słowo.

      Usuń
  2. Niestety niektórzy na dzień dobry mówią że coś jest niedobre mimo że nigdy nie spróbowali. I rozumiem, że można spróbować i się zrazić np. poziomem ostrości dania, czy jakiś składnik nie podpasuje ale skreślać wszystko z założeniem, że nie jest jak mama robiła? Dla mnie to by było smutne kulinarnie życie. Pamiętam, że ktoś opowiadał, że na weselu się nie najadł, bo były inne dania niż zawsze (czyli np rosół i kurczak) i po imprezie zajechał na hot dogi na stacji paliw. To brzmiało dla mnie absurdalnie. Bo rozumiem, że dania mogły być źle zrobione albo mikro porcje ale siedzieć głodnym, bo nowe danie to dla mnie abstrakcja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie: jeśli ktoś spróbuje i mu nie zasmakuje, to mogę się, owszem, zdziwić, ale w sumie to normalne. Za to kiedy ktoś wie z góry, że nie lubi, to tylko wzdycham zrezygnowana...

      Usuń
  3. Nie jestem wielką miłośniczką chińskiej kuchni, ale większość dan ze zdjęć bym na pewno zjadła, bo wyglądają smakowicie. Szczególnie mięsko, rosół i ryz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chiny są mniej więcej wielkości Europy i dzięki temu chińska kuchnia jest mniej więcej tak samo różnorodna. Dlatego wierzę, że każdy może tu znaleźć coś dla siebie.

      Usuń

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.