Strony

2024-06-27

Pewnego razu w Chinach 黄飞鸿

Tafuniątko dorosło już do tego, żeby do Totoro, Kung Fu Pandy i innych Moan dołączyć klasyki filmografii dla nieco większych dzieci. Na pierwszy ogień poszły filmy jednego z najwybitniejszych hongkońskich reżyserów (Hark Tsui) opowiadające o jednym z najciekawszych istniejących naprawdę chińskich bohaterów - Żółtej Gęsi Łabędzionosej. Huang Feihongu znaczy. Czyli Wong Fei-hungu
Nawet w polskiej wiki da się znaleźć kilka słów na jego temat, jednak wersja anglojęzyczna da Wam lepsze pojęcie o tej postaci. Jako obrońca uciśnionych, ostatni sprawiedliwy, w dodatku biegły zarówno w sztukach walki, jak i tradycyjnej medycynie, stał się jedną z najczęściej filmowanych postaci całego chińskojęzycznego świata. Jeden z hongkońskich aktorów, Kwan Tak-hing zagrał tę postać w ponad siedemdziesięciu filmach! Przypomnijmy, że taki Roger Moore zagrał Bonda zaledwie siedem razy... 
Dla mnie jednak przygoda z Huang Feihongiem zaczęła się od Jeta Li w Pewnego razu w Chinach, stworzonego właśnie przez Harka Tsui. Trafiony-zatopiony; twarz Huanga to dla mnie twarz Jeta Li i kropka. Filmów w serii powstało sześć czy siedem; nie wszystkie obejrzałam... Tym bardziej więc cieszę się, że będę to mogła nadrobić z Tajfuniątkiem i z ZB. Wreszcie jakieś filmy, które możemy oglądać całą rodziną! 
Serdecznie polecam. Można się pośmiać, popodziwiać sztuki walki i jeszcze można się zakochać w głównym aktorze (Tajfuniątko już doń wzdycha).
A na zachętę jedna ze scen walki z dwójki:
 

PS. Seria po chińsku nazywa się po prostu nazwiskiem i imieniem głównego bohatera; na potrzeby zachodniego widza utworzono nazwę Dawno temu w Chinach. Wyobraźcie sobie, jak trudno się dogadać ZB i mnie - on podaje nazwę filmu, nazwisko głównego aktora i nazwisko reżysera po mandaryńsku: Huáng Fēihóng, Lǐ Liánjié i Xú Kè, a ja znam Once upon a Time in China, aktora Jeta Li i reżysera w kantońskiej wymowie Hark Tsui. Gdyby nie wielka dociekliwość z obu stron, w życiu nie doszlibyśmy do tego, że oboje oglądaliśmy i bardzo lubimy ten sam film.

2024-06-20

Letnie przesilenie 夏至

Zimą opowiadałam o zimowych dziewięciu dziewiątkach, czyli o tradycyjnym sposobie liczenia czasu pozostałego do nadejścia wiosny. Jutro z kolei letnie przesilenie, czyli powinniśmy zacząć liczyć letnie dziewiątki. W księdze Wuzazu 五杂组 z dynastii Ming można znaleźć wersy opisujące, co nas czeka w lecie: 
一九二九,扇子不离手; 
Pierwsza i druga dziewiątka, wachlarz nie opuszcza dłoni 
三九二十七,冰水甜如蜜 
3x9=27, lodowata woda słodka jak miód* 
四九三十六.汗出如洗浴; 
4x9=36, potu tak dużo, że można się w nim kąpać 
五九四十五,难戴秋叶舞; 
5x9=45, trudny do zniesienia taniec jesiennych liści 
六九五十四,乘凉人佛寺; 
6x9=54, ludzie szukają ochłody w buddyjskich świątyniach 
七九六十三,床头寻被单; 
7x9=63, szukanie kołdry w głowach łoża 
八九七十二,思量盖夹被; 
8x9=72, myślimy nad watowaną kołdrą 
九九八十一,阶前鸣促织 
9x9=81, świerszcz brzęczy przed progiem. 

Wiadomo, że już za Tangów znane były powiedzonka i zwyczaje związane z "letnimi dziewiątkami" 夏九九, jednak bodaj najbardziej znana jest wersja songowska autorstwa Lu Yonga 陆泳, zapisana w 吴下田家志: 

夏至入头九,羽扇握在手; 
W letnie przesilenie zaczynamy pierwszą dziewiątkę, ściskając wachlarz w dłoni 
二九一十八,脱冠着罗纱; 
2x9=18, zdejmujemy czapki i zakładamy gazę 
三九二十七,出门汗欲滴; 
3x9=27, po wyjściu z domu spływamy potem 
四九三十六,卷席露天宿; 
4x9=36, zwijamy maty, by nocować pod chmurką 
五九四十五,炎秋似老虎; 
5x9=45, płomienie jesieni jak tygrys** 
六九五十四,乘凉进庙祠; 
6x9=54, wchodzimy do świątyń szukać ochłody 
七九六十三,床头摸被单; 
7x9=63, macamy wezgłowie w poszukiwaniu kołdry 
八九七十二,子夜寻棉被; 
8x9=72, o północy szukamy koca 
九九八十一,开柜拿棉衣。 
9x9=81, otwieramy szafy, by wyciągnąć ciepłe ubrania. 

Tak więc latem poza liczeniem fu czyli trzech okresów kanikuły, winniśmy też liczyć dziewiątki. Trzeba jednak przyznać, że letnie dziewiątki nie zrobiły tak oszałamiającej kariery, jak zimowe. Pewnie dlatego, że latem ludzie byli urobieni po pachy, a zimą leniuchowali i mieli czas na kultywowanie kultury. 

*w dawnych Chinach doskonale znano lodownie, w których przechowywano lód zebrany zimą.

2024-06-16

Debregazja jadalna wodna konopia 水麻

Podczas ostatniej wycieczki mieliśmy okazję spróbować przepysznych owoców debregazji jadalnej/orientalnej (Debregeasia orientalis/Debregeasia edulis), która w Yunnanie i okolicach występuje dziko. Jej owoce wyglądają trochę jak mocno pomarańczowe maliny; zarówno w Japonii, jak i w niektórych regionach Chin nazywane są najczęściej wierzbowymi jagodami 柳莓. Są jadalne na surowo, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zrobić z nich dżem bądź nalewkę - zwłaszcza, że zbiory z jednego nawet krzaka będą bardzo obfite. Drewno, liście i korzenie są z dawien dawna wykorzystywane w tradycyjnej medycynie, a poza tym z kory robiono liny. Rośnie w cienistych, wilgotnym miejscach w górach. Jeśli chcecie się dowiedzieć więcej, zerknijcie do najlepszego bloga o chińskiej florze, ja tymczasem mam dla Was kilka zdjęć:

2024-06-14

Wyspa kobiet morza

Przeczytałam sporo książek Lisy See; lubię je nie tylko za solidne osadzenie w Azji, ale przede wszystkim za oddanie głosu kobietom. Po milionie historii napisanych z męskiego punktu widzenia warto sięgać po te, które skupiają się na czymś innym, pokazują emocje, dopowiadają brakującą część historii. Dzięki nim możemy zrozumieć społeczności inne od naszej - a może nawet i te nasze? 

Ta konkretna historia opowiada o nietypowej społeczności, skoncentrowanej wokół kobiet zwanych haenyeo, zajmujących się połowem owoców morza. Nigdy wcześniej o nich nie słyszałam - są ewenementem na skalę światową. Dzięki tej książce chętnie poczytam o nich więcej.

W trakcie studiów dalekowschodnich uczyłam się trochę o Korei - historia, kultura, szamanizm wymieszany z konfucjanizmem, okupacja japońska zastąpiona amerykańską, wojna domowa, terror... Szczerze mówiąc, historia XX wieku jest tak przerażająca, że znieczuliła mnie na gołe liczby ofiar. Tym bardziej cieszę się, że dane mi było zapłakać nad Koreańczykami i ich sobie uczłowieczyć, wyjąć z tabelek ze statystykami i nadać im twarze. 

Mój jedyny zarzut wobec książki polega na tym, że mam wrażenie, że autorka cały czas pisze tę samą historię: o przyjaźni kobiet, która przez brak komunikacji, wzajemne niezrozumienie i egoizm przynajmniej jednej z nich rozpada się na kawałki, by na samym końcu ta druga wreszcie zrozumiała, co tak naprawdę się stało, ale wówczas jest już za późno. Czytając Wyspę... miałam déjà vu: czy to te same dwie dziewczyny, co w Kwiecie śniegu i sekretnym wachlarzu? A może te z Dziewcząt z Szanghaju? Chciałabym, żeby autorka dowiedziała się, że relacje międzyludzkie, w tym te między kobietami, mogą wyglądać inaczej.

2024-06-12

Operetka Pawia Królewna 孔雀公主花灯

Po znajomości dostałam wejściówkę na przepyszne przedstawienie: operetkę huadeng o Pawiej Królewnie. Był to wielki powrót na scenę po wielu, wielu latach od premiery (która odbyła się w latach '60 XX w.). Jak dobrze, że w budżecie prowincji znalazły się środki na wsparcie tej rzadko już spotykanej sztuki! 
Była wystawiana w maju przez trzy dni w Kunmingu, a na początku czerwca - w Chenggongu. Trzynastego i czternastego czerwca będzie zaś można obejrzeć przedstawienie w Szanghaju! Jeśli jakimś przypadkiem jesteście akurat w Szanghaju - warto pójść. Nie tylko dla samej historii, nie tylko dlatego, że zespół jest naprawdę niezły; nie tylko dlatego, żeby zobaczyć, czym się różni operetka huadeng od innych chińskich oper. Przede wszystkim dlatego, że nie jest to czysta operetka - została ona połączona z dajską sztuką zhangha 章哈, która od 2006 roku znajduje się na chińskiej liście niematerialnego dziedzictwa. O samej sztuce jeszcze kiedyś napiszę, dziś jednak niech wystarczy fakt, że za sprawą tego swoistego synkretyzmu nasza operetka została wzbogacona o dajskie instrumenty ludowe, a także o narratora i chór, który w niesłychanie interesujący sposób upodobnił operetkę do antycznych dramatów.
Treść sztuki już znacie, jest bowiem oparta na tej samej legendzie, co wspominane już przeze mnie film, animacja i poemat epicki. Dziś podzielę się tylko kilkoma fotkami (niestety, w internecie nie można znaleźć żadnych nagrań).
Tutaj i tutaj znajdziecie więcej zdjęć i będą one znacznie lepszej jakości.

2024-06-10

Święto Smoczych Łodzi w przedszkolu

Po tych kilku miesiącach pracy na uniwerku mogę stwierdzić jedno: tęsknię. Tęsknię bardzo za uczniami, których uwagę łatwo przykuć, których łatwo nakłonić do mówienia (ciężej było namówić, żeby przestali), których łapki wystrzeliwały w górę przy każdej możliwej okazji, którzy zawsze mnie grzecznie witali i żegnali, którzy na mój widok zaczynali się uśmiechać, którzy nigdy nie próbowali mnie oszukiwać i których uwaga była skupiona na mnie, a nie na telefonach czy iPadach...
Nic to. Staram się skupić uwagę na tych dwóch czy trzech studentach w każdej klasie, po których widać, że uważają, że się starają, że chcą się czegoś nauczyć. Szkoda, że na każdą pięćdziesięcioosobową klasę jest ich zaledwie kilkoro, ale - lepszy rydz niż nic. 

Tegoroczne Święto Smoczej Łodzi spędzimy z tradycyjnymi kunmińskimi przekąskami:  
duszonym kiełkującym bobem
kiszonymi kaczymi jajami
oraz dzongdzami mniejszości Buyi

Uwielbiam targowisko przed Świętem. Bambusowe liście, staruszki zawijające dzongdze, dzongdze na dzongdzach dzongdzami poganiają...
Zdrowia! Odpocznijmy sobie solidnie przed nadchodzącymi egzaminami końcowymi ;)

2024-06-07

Leniwe tofu 懒豆腐

W Chinach jest wiele potraw, które nazywają się "leniwe tofu" - w Hubei jest wersja ostra i zielona, w Syczuanie ostra i czerwona od chilli, w niektórych regionach dodaje się imbiru, w innych - mięsa. Udało mi się jednak znaleźć wersję spotykaną w tradycyjnych kunmińskich restauracjach - przy czym zazwyczaj przyrządza się ją bez yunnańskiej pomarszczonej papryki; docelowo powinna być dość łagodna, odpowiednia dla dzieci i osób starszych; oczywiście jednak w każdym domu przyrządza się ją z innym twistem. Ja ostatnio doprawiłam dwoma ząbkami czosnku i też było przepyszne. Obejrzyjcie wideo, koniecznie z głosem - pani mówi tak pięknym dialektem syczuańskim, że dla samej przyjemności posłuchania obejrzałam filmik z dziesięć razy. Wersję wegańską łatwo uzyskać zastępując smalec tłuszczem pochodzenia roślinnego.

Składniki
  • porcja zielonej soi (edamame) bez strączków i bez białawych błonek. U mnie na jedną cukinię potrzeba około 30 dag soi 
  • cukinia pokrojona w paseczki bądź starta na tarce o dużych oczkach 
  • smalec 
  • sól, pieprz, ewentualnie papryka/czosnek 
Wykonanie
  1. Opłukaną zieloną soję obgotować (około 5 minut) w niezbyt dużej ilości wody. Jeśli chcecie podkręcić smak papryką, to dodajcie ją właśnie teraz. 
  2. Soję zmiksować (wraz z papryką) w blenderze. 
  3. Paseczki cukinii obsmażyć na smalcu. 
  4. Zalać zmiksowaną soją; gotować na małym ogniu do zgęstnienia i uzyskania pożądanej konsystencji (chcemy uzyskać coś w rodzaju zupy-kremu) - w zależności od tego, ile wody dodaliśmy na początku, czas będzie się różnić, ale danie powinno być raczej ekspresowe. 
  5. Doprawić do smaku solą i pieprzem; można również dodać pieprzu syczuańskiego, płatków chilli, oleju chilli, słonej soi douchi, zmiażdżonego czosnku czy dowolnego innego dosmaczacza. 

My jadamy leniwe tofu, gdy jest za gorąco na popularne smażone mięsa i inne ciężkie potrawy, a także po prostu wtedy, gdy mamy resztki ryżu i żadnego pomysłu na obiad - ryż czy komosa ryżowa zalane tą zupą są przepyszne! Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, by potraktować leniwe tofu jak każdą zupę krem i podać z grzankami, wiórkami sera, pokrojonymi w paseczki suszonymi pomidorami czy uprażonymi i lekko zmiażdżonymi orzechami włoskimi.

2024-06-05

召树屯 Zhaoshutun

Szukałam bezskutecznie jakiejś sensownej książki zawierającej legendę o Pawiej Królewnie. Znalazłam tylko paskudnie ilustrowaną wersję dla dzieci. Skoczyłam do mojej ulubionej księgarenki na rogu, specjalizującej się w książkach dotyczących regionu, a tam przemiła książkoznawczyni wręczyła mi księgę, która wcale nie nazywała się Pawia Królewna! Okazało się, że legenda ta, znana w wielu wersjach i w wielu miejscach, najczęściej nazywana jest po prostu imieniem głównego bohatera płci męskiej, a nie żeńskiej. Jak się okazało, jest to epos, który już w latach '50 XX wieku został przetłumaczony na chiński - stąd ta jego wielka popularność (film, animacja, a nawet... operetka. Ale o tym kiedy indziej). Podobne legendy znane są także w Tajlandii, Laosie, Birmie a także Indiach. Fascynujące, że legenda ta została zapisana w najstarszym zabytku piśmiennictwa dajskiego - razem z buddyjskimi sutrami spisanymi na liściach wachlarzowca właściwego, stanowiąc jeden z nielicznych świeckich wyjątków w tych religijnych zapiskach. 
Kupiłam oczywiście. Zarówno dla siebie, jak i dla Tajfuniątka. Dajskiego się raczej nie nauczę, więc cieszę się, że mogę przeczytać choć chińskie tłumaczenie. Dla tych z Was, którzy chińskiego nie znają, mam ciekawą informację: ponoć poemat ten został przetłumaczony również na rosyjski...

2024-06-03

Operetka yunnańska huadeng 云南花灯

Pamiętacie, jak opowiadałam o operze yunnańskiej? Poza operą mamy tutaj i coś w rodzaju operetki: 
To wyjątki z festiwalu "Kwiecistych Latarni" 花灯 czyli bardzo popularnego typu operetki yunnańskiej. Festiwal odbył się w 2020 roku i miałam przyjemność słuchać kilku solówek.
Kilka więcej słów na temat opery huadeng.
Huadeng 花灯 znaczy dosłownie "kwietny lampion" bądź "kolorowy lampion". Jest to szeroko rozpowszechniona w całych bodaj Chinach grupa tradycyjnych operetek, często opartych o tematy z klasycznej literatury bądź o miejscowe legendy czy wydarzenia historyczne. Są tu śpiewy i tańce przeplatane dialogami. Choć początków huadeng można doszukiwać się już w siedemnastym wieku, jako gatunek zbliżony do tego, co można oglądać dziś na scenach wywodzi się on z dwuosobowych ludowych występów akrobatyczno-scenicznych, szalenie popularnych za późnych Qingów i w początkowych latach Republiki. Bodaj najważniejszą i najbardziej charakterystyczną cechą tych operetek jest to, jak mocno wpłynęły na nie lokalne dialekty, pieśni ludowe i zwyczaje. Z tego względu huadeng w każdym regionie będzie brzmieć i wyglądać odmiennie. Zawsze jednak będzie mieć raczej nieskomplikowane libretto, wyraźny podział bohaterów na dobrych i złych (z czasem liczba bohaterów się powiększyła), a kwestie zarówno mówione, jak i śpiewane, bardzo łatwo zrozumieć - według mnie to największa różnica między chińskimi operami a huadeng. W tradycyjnej operze bywa, że jedna linijka tekstu ciągnie się w śpiewie nawet minutę - tutaj zaś, znając język potoczny, możemy bez większego problemu nadążyć za tekstem, który jest podany w sposób znacznie prostszy. Dodatkowo, wchłonąwszy elementy muzyczno-językowo-kulturowe danego regionu, huadeng wydaje się być znacznie bardziej zabawna i żywa niż cokolwiek skostniała opera pekińska i jej podobne. A już najlepszym elementem jest mocno osadzone w lokalnej rzeczywistości poczucie humoru - czasem cokolwiek rubaszne (nie zapominajmy, że nie jest to absolutnie sztuka wysoka), ale dodające kolorytu i pozwalające na zaczerpnięcie oddechu. 
Huadeng yunnański początkowo był luźnymi występami wokalno-tanecznymi, jednak pod wpływem opery yunnańskiej zaczęto tworzyć libretta mające ręce i nogi, całość znacznie się wydłużyła, a muzycznie huadeng wchłonął wiele ludowych melodii i w ten sposób powstała specjalna "nowa nuta huadeng" 花灯戏新调. Zarówno w śpiewie, jak i w akompaniamencie występuje ileś tam skodyfikowanych melodii, zaśpiewów i, jak ja to nazywam, tricków muzycznych - to elementy, po których można ze słuchu poznać, że mamy do czynienia właśnie z yunnańskim huadeng. Jeśli zaś chodzi o taniec, to da się zauważyć, że w dłoniach tancerzy często pojawiają się rekwizyty - np. wachlarze czy chusty, które mówią własnym językiem. 
W okresie największego rozkwitu yunnański huadeng można było podzielić na huadeng z poszczególnych miejsc: z Kunmingu, z Chenggongu, Yuxi, Chuxiongu, Lufengu, Yuanmou, Jianshui, Mengzi, Songmingu, Qujingu, Luopingu, Wenshan czy Qiubei. Miały swoje lokalne smaczki, ale wszystkie przedstawiały życie tzw. zwykłych ludzi bądź tematy, które tych zwykłych ludzi interesowały. Po "wyzwoleniu" zaczęły powstawać nowe huadeng, zgodne z duchem epoki. 
Obecnie yunnański huadeng cieszy się nadal tak wielką popularnością, że po pierwsze jest regularnie wystawiany - cały czas powstają nowe sztuki, ale publiczność kocha przede wszystkim powtórki starych - a po drugie poszczególne numery - czy to wokalne, czy taneczne - w nowych aranżacjach wciąż pojawiają się na tutejszych scenach przy okazji konkursów czy festiwali.
 
Tutaj można posłuchać miniwykładu (po chińsku, ale z angielskimi napisami) o yunnańskim huadeng:

2024-06-01

motto

Bardzo spodobała mi się ta zabawa językowa:

Kolejne trzy zdania różnią się tylko i wyłącznie przestawionym szykiem wyrazów; taka zabawa jest możliwa w chińskim, w którym nie ma deklinacji, koniugacji ani czasów. Na polski jednak tłumaczymy zgodnie z zasadami polskiej gramatyki:

Wszystko dla dzieci

Dla wszystkich dzieci

Dla dzieci wszystko.

Lubiłabym szkołę, która faktycznie działałaby w zgodzie z takim przesłaniem.


Ciekawostka: motto po chińsku to 銘 [铭] míng. Znak ma też drugie znaczenie: grawerować, wyryć. Czyli motto to takie słowa, które warto wyryć w kamieniu. Żeby jednak uniknąć nieporozumień, najczęściej się dookreśla: 

  • 座右銘 [座右铭] zuòyòumíng - motto, maksyma 
  • 銘言 [铭言] míngyán - motto, slogan